rozdział 15
Mark nie był pewien czy dokonali odpowiedniego wyboru przyjmując Hectora do zespołu. Nie obawiał się go na boisku, wiedział, że jest on świetnym graczem. Chodziło raczej o to, że ci dwoje konkurowali ze sobą. Byli do siebie podobni pod względem osobowości, wyglądu i technik piłkarskich. Hector jako jedyny opanował boską rękę i pięść sprawiedliwości. Mark nie chciał nikomu tego przyznać, ale był o to trochę zazdrosny. Jeśli jednak spojrzeć na to z innej strony to przecież Hector nie będzie grał na pozycji bramkarza toteż jego miejsce nie będzie zagrożone.
- Witamy w zespole Hector - uśmiechnął się Mark i wyciągnął rękę.
- Dzięki - odrzekł Helio i uścisnął podaną mu dłoń - fajnie was widzieć.
Wszyscy wymruczeli coś w odpowiedzi.
- To co, zaczynamy trening? Przed nami ważny mecz.
Na słowo 'trening' atmosfera nieco się rozluźniła i drużyna z wielkim entuzjazmem udała się na boisko. Podzielili się na dwie drużyny i grali przeciwko sobie.
- A kto będzie bramkarzem? - spytał Steve - nie możemy wszyscy grać do jednej bramki.
- Ja mogę nim być - zgłosił się Hector.
- Świetny pomysł!
- Ech.. tak naprawdę doskonały - mruknął Mark, ale nikt go nie słyszał.
Gracze ustawili się na swoich pozycjach i na dźwięk gwizdka ruszyli do ataku. Axel podał do Shawna, który zaczął posuwać się w kierunku bramki. Z naprzeciwka biegł już do niego Hurley z zamiarem odebrania piłki.
- Nie sądzę - zaśmiał się Shawn i podał do Jude'a, który tylko na to czekał.
- Nieźle - ocenił Hurley.
Mark obserwował ich z bramki i zagrzewał do walki. Całkiem dobrze wychodziły im podania, uniki oraz drybling.
- Nie może być inaczej, w końcu wygraliśmy strefę footballu - uśmiechnął się Mark.
Shawn i Axel wykonali swoją technikę i posłali piłkę prosto do bramki.
- Będzie gol - stwierdził Kevin.
Hector stał z zamkniętymi oczami i założonymi rękoma. Na jego twarzy widniał delikatny uśmieszek. Wszystkim wydawało się, że piłka już trafi gdy nagle Hector jednym zwinnym ruchem szybko ją zatrzymał.
- Co? - krzyknął Kevin wyraźnie zdenerwowany.
- Niemożliwe! - dodał Jude.
Hector uśmiechnął się jeszcze szerzej i podał piłkę do jednego ze swojej drużyny.
- Naprzód!
- Jak on to zrobił? - zastanawiał się Mark. - wygląda jakby nie wymagało to od niego żadnej siły.
- Kevin, twoja!
Kevin już miał przechwycić piłkę gdy jakiś cień przebiegł mu przed oczami.
- Co jest?!
Tuż przed nim pojawiła się nieznajoma postać, która jedną nogę trzymała na jego piłce.
- Słabo - oceniła - jak na kogoś kto dostał się do światowych mistrzostw.
- Niech ja cię... - Kevin już rwał się do walki, ale Steve w porę go przetrzymał.
- Wszyscy jesteście słabi - ciągnęła dalej nieznajoma postać w kapturze.
- Mówiłem ci - dodał nowy głos pochodzący z oddali.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak o białych włosach i czerwonych oczach stał na schodach i patrzył na nich z zażenowaniem i wielką pewnością siebie.
- Ty jesteś Bailong - powiedział Jude - najlepszy napastnik w kraju.
- Jude Sharp - Bailong wyszczerzył zęby.
- A kim jest twój przyjaciel? - Jude wskazał w kierunku zakapturzonej postaci.
- Również napastnikiem.
Jude warknął i zacisnął pięść.
- Nie kpij z nas - odezwał się Mark - kim jest? Jak się nazywa?
- Jestem Leah Santiago - przedstawiła się postać i zdjęła kaptur.
- Nie słyszałem o tobie - stwierdził Jude.
- Spokojnie, jeszcze usłyszysz - rzekła Leah i podeszła do Bailonga.
- A co ze mną? - odezwał się kolejny nieznany głos.
- Zapomniałem o tobie - przyznał Bailong.
- Ja też - dodała Leah i ziewnęła przeciągle.
- Specjalnie to robicie - zarzucił nowy głos - chcecie by tylko wam należały się laury.
To mówiąc nieznajomy zeskoczył na dół i odebrał Leah piłkę wystrzeliwując ją wysoko w powietrze.
- Mroczne widmo!
Piłka pociemniała i niczym torpeda poszybowała w kierunku Marka, który nie zdążył jej choćby dotknąć. Rzut był tak silny, że wypalił dziurę w bramce.
- Tak to się robi.
- Przestań się popisywać - powiedział spokojnie Bailong - wszystko psujesz.
- Może mi ktoś wyjaśnić co się tu dzieje?! - przerwał im Mark, który wciąż był oszołomiony ujrzanym strzałem.
- To bardzo proste - ciągnął białowłosy - Jestem Bailong. To jest Leah. A to - wskazał na nieznajomego - to jest Dexton. Jesteśmy Mrocznym trio, które przybyło tu, by was zniszczyć.
- Coś ty powiedział?! - Steve nie zdążył przytrzymać Kevina, który już biegł w kierunku Bailonga.
- To co słyszysz idioto.
- Zniszczymy was - kontynuowała Leah - i zajmiemy wasze miejsce w mistrzostwach światowych. Jesteśmy od was lepsi pod każdym względem.
- To może rozstrzygniemy to w meczu? - zaproponował Mark - okaże się kto jest lepszy.
- Strata czasu - westchnął Dexton - ale skoro nalegasz.
- To jutro. Czekamy na was i waszą drużynę...
- Nie - przerwał Bailong - teraz. Nie ma co czekać do jutra.
- Ale jest was troje...
- To w zupełności wystarczy - odezwała się Leah. - przyjmujecie wyzwanie lub też nie.
- Troje przeciw jedenastce? Zapowiada się ciekawy mecz. A może użyczyć wam kogoś z naszych graczy byście mieli równe szanse? - zakpił Nathan.
- Ja bym z nimi nie pogrywał - doradził mu Jude - nie wiadomo czego się po nich spodziewać.
Mark spojrzał na Bailonga. Coś w jego uśmiechu nakazywało mu się bać. Wiedział jednak, że nie może okazać najmniejszego objawu strachu. Dałby im w ten sposób przewagę, którą i tak już mieli.
- Przygotować się! - powiedziała Nelly trzymając gwizdek tuż przy ustach - zaczynamy!
- Co to ma znaczyć? - spytała cicho Sylvia siedząca na ławce obok Celii i Katie.
- To nie ma sensu... troje graczy chce pokonać tak silną drużynę jaką jest Raimon?
Ale już po chwili wszystko było jasne. Nie minęły dwie minuty jak Mroczne Trio uzyskało pierwszą bramkę.
- To niewiarygodne! - rzekł Mark.
Po chwili przeciwnicy zdobyli kolejne punkty i doszło do wyniku 5 do zera.
- Jak oni to robią?!
- To jest potęga Mrocznego Trio - zaśmiał się Bailong.
Raimon spojrzeli po sobie niewyraźnie. Wszyscy przeczuwali najgorsze.
- A co ze mną? - odezwał się kolejny nieznany głos.
- Zapomniałem o tobie - przyznał Bailong.
- Ja też - dodała Leah i ziewnęła przeciągle.
- Specjalnie to robicie - zarzucił nowy głos - chcecie by tylko wam należały się laury.
To mówiąc nieznajomy zeskoczył na dół i odebrał Leah piłkę wystrzeliwując ją wysoko w powietrze.
- Mroczne widmo!
Piłka pociemniała i niczym torpeda poszybowała w kierunku Marka, który nie zdążył jej choćby dotknąć. Rzut był tak silny, że wypalił dziurę w bramce.
- Tak to się robi.
- Przestań się popisywać - powiedział spokojnie Bailong - wszystko psujesz.
- Może mi ktoś wyjaśnić co się tu dzieje?! - przerwał im Mark, który wciąż był oszołomiony ujrzanym strzałem.
- To bardzo proste - ciągnął białowłosy - Jestem Bailong. To jest Leah. A to - wskazał na nieznajomego - to jest Dexton. Jesteśmy Mrocznym trio, które przybyło tu, by was zniszczyć.
- Coś ty powiedział?! - Steve nie zdążył przytrzymać Kevina, który już biegł w kierunku Bailonga.
- To co słyszysz idioto.
- Zniszczymy was - kontynuowała Leah - i zajmiemy wasze miejsce w mistrzostwach światowych. Jesteśmy od was lepsi pod każdym względem.
- To może rozstrzygniemy to w meczu? - zaproponował Mark - okaże się kto jest lepszy.
- Strata czasu - westchnął Dexton - ale skoro nalegasz.
- To jutro. Czekamy na was i waszą drużynę...
- Nie - przerwał Bailong - teraz. Nie ma co czekać do jutra.
- Ale jest was troje...
- To w zupełności wystarczy - odezwała się Leah. - przyjmujecie wyzwanie lub też nie.
- Troje przeciw jedenastce? Zapowiada się ciekawy mecz. A może użyczyć wam kogoś z naszych graczy byście mieli równe szanse? - zakpił Nathan.
- Ja bym z nimi nie pogrywał - doradził mu Jude - nie wiadomo czego się po nich spodziewać.
Mark spojrzał na Bailonga. Coś w jego uśmiechu nakazywało mu się bać. Wiedział jednak, że nie może okazać najmniejszego objawu strachu. Dałby im w ten sposób przewagę, którą i tak już mieli.
- Przygotować się! - powiedziała Nelly trzymając gwizdek tuż przy ustach - zaczynamy!
- Co to ma znaczyć? - spytała cicho Sylvia siedząca na ławce obok Celii i Katie.
- To nie ma sensu... troje graczy chce pokonać tak silną drużynę jaką jest Raimon?
Ale już po chwili wszystko było jasne. Nie minęły dwie minuty jak Mroczne Trio uzyskało pierwszą bramkę.
- To niewiarygodne! - rzekł Mark.
Po chwili przeciwnicy zdobyli kolejne punkty i doszło do wyniku 5 do zera.
- Jak oni to robią?!
- To jest potęga Mrocznego Trio - zaśmiał się Bailong.
Raimon spojrzeli po sobie niewyraźnie. Wszyscy przeczuwali najgorsze.
A już myślałam, że w kapturach będą Joe, David i Herman
OdpowiedzUsuń