rozdział 26
Wakacje skończyły się równie szybko jak zaczęły, jednak dla członków drużyny Raimona nie stanowiło to większego problemu - byli razem i tylko to się liczyło. Mark już pierwszego dnia został wzięty do tablicy, ale przy niewielkiej pomocy Jude'a, który pokazywał mu na migi co ma zrobić jakoś udało mu się rozwiązać zadanie.
- Bardzo dobrze panie Evans - powiedział nauczyciel - miejmy nadzieje, że pan Sharp pomoże panu również podczas sprawdzianu.
Mark zaśmiał się nerwowo, Jude zasłonił twarz trzymanym podręcznikiem i tylko Axel siedział z nadąsanym wyrazem twarzy, który od momentu rozpoczęcia lekcji w ogóle nie uległ zmianie. Pomimo, że klasa wybuchnęła śmiechem na ten incydent, wydawało się, że Axela nic nie jest w stanie rozbawić. Zadzwonił dzwonek i uczniowie zaczęli się pakować.
- Następnym razem panowie Sharp i Evans podzielę waszą ocenę na pół - rzucił na odchodne nauczyciel.
- To był ubaw - zaśmiał się Mark gdy już opuścili salę - co nie, Axel?
- Jasne - mruknął nieprzytomnie.
- Co się z tobą dzieje? - zmartwił się Mark - dziwnie się zachowujesz od wakacji.
- Ja chyba znam powód - wtrącił Jude, ale Axel spojrzał na niego tak groźnie, że nic już nie dodał.
- Chłopaki! Jest super pogoda, lekcje już się skończyły, co powiecie na mecz piłki nożnej?
- Beze mnie - rzekł Axel - muszę wracać do domu.
- Ja niestety też - przyznał Jude.
- No trudno - Mark stracił dobry humor, ale tylko na chwilę - zagram z pozostałymi! No to na razie!
Jude i Axel wyszli razem ze szkoły, ale żaden z nich się nie odzywał. Jude rozmyślał nad tym jak ulepszyć drużynę oraz nad nową strategią z kolei Axel szedł z poważnym wyrazem twarzy i nie można było odczytać w jakim jest obecnie nastroju. W końcu jednak Jude dał za wygraną i znacząco odchrząknął, ale nic to nie dało, Axel albo to zignorował albo zwyczajnie nie słyszał. Obydwie wersje mogły być bardzo prawdopodobne.
- Czy coś cię gryzie? - zapytał uprzejmie Jude spoglądając na przyjaciela.
- Nie - odparł krótko.
- Wydajesz się być czymś zakłopotany.
- Wszystko gra - powiedział Axel, ale Jude nie dał się przekonać. Już otworzył usta by coś powiedzieć gdy wtem podeszła do nich nieznajoma kobieta i stanęła naprzeciwko Jude'a. Chłopak stał całkowicie zaskoczony, ale po chwili się opamiętał i chciał ją wyminąć, ale ta zagrodziła mu drogę.
- Jude - wyszeptała spoglądając na niego.
- Czy my się znamy? - spytał całkowicie wyprowadzony z równowagi.
- Nie możesz mnie pamiętać - odpowiedziała kobieta - wiele czasu minęło od naszego ostatniego spotkania.
W tym momencie nawet Axel wyglądał na zaintrygowanego tą rozmową.
- Nazywam się May Warlike - powiedziała nieznajoma i wyciągnęła rękę, którą Jude z pewną obawą uścisnął. - długo cię szukałam Jude, ale teraz gdy cię znalazłam nic nam nie przeszkodzi.
- Pani mnie chyba z kimś pomyliła - odparł grzecznie Jude i już chciał przejść gdy kobieta złapała go za ramię.
- Nie bój się Jude. Wiem, że nic nie rozumiesz, ale to się zmieni. Potrzebujemy czasu...
- Proszę mnie zostawić - głos Jude'a nabrał oschłej barwy - dlaczego miałbym...
- Bo jestem twoją matką!
W tym momencie Jude przestał się szamotać, nawet Axel otworzył szeroko oczy, był zaskoczony tak samo jak jego przyjaciel.
- Wiem, powiedzieli ci, że zginęłam w wypadku, ale to nie prawda. To zasługa Raya Darka. Zależało mu by rozdzielić ciebie i Celię. Chciał cię mieć tylko dla siebie, chciał byś był pionkiem w jego grze a Akademia Królewska...
- Dosyć - krzyknął Jude i wskazał gestem na Axela, który z powrotem przyjął swój poważny wyraz twarzy i poszedł wraz z przyjacielem.
- Jeszcze się spotkamy Jude! - zawołała za nimi May Warlike.
Szli w milczeniu. Ręce Jude'a się trzęsły. On sam nie mógł pojąć tego co właśnie się stało.
- W porządku? - spytał Axel. Jego głos wyrażał szczerą troskę.
- Jasne - odparł, ale wcale nie wyglądał na odprężonego.
Tymczasem w rezydencji Nelly Raimon było cicho jak jeszcze nigdy wcześniej. Ojca jak zawsze nie było i tylko Edgar kręcił się w poszukiwaniu nowych obiektów do wysprzątania. Nelly siedziała z książką na parapecie okna i wzdychała pod nosem. Spojrzała na piękny widok jaki ją otaczał i posmutniała. Czegoś jej brakowało, ale sama nie wiedziała dokładnie co to takiego. Wtem w ogrodzie dostrzegła jakąś znajomą postać.
- Niemożliwe! - krzyknęła i rzuciwszy książkę zbiegła na dół.
- Czy coś się stało panienko? - zaciekawił się lokaj - nie słyszałem dzwonka.
- Nie - odrzekła - chyba mi się zdawało - dodała, ale wciąż nie była pewna czy rzeczywiście tak było. Już miała zamknąć drzwi gdy coś przyciągnęło jej uwagę.
- Katie! - krzyknęła i rzuciła się na kuzynkę, szybko jednak uświadomiła sobie, że takie zachowanie nie przystoi młodej damie, poprawiła więc włosy i zapytała z powagą:
- Możesz mi wyjaśnić co ty tutaj robisz?
- Musiałam przyjechać - wyjaśniła nieco zawstydzona Katie.
- Ale dlaczego? Twój ojciec wie, że tu jesteś?
- On... nie. Odkąd wujek dał mu nową pracę ciągle jest poza domem.
- No tak - przyznała Nelly - ale wciąż nie wiem... co kazało ci tutaj przyjechać?
Katie zagryzła wargi.
- Och - wyszeptała Nelly - rozumiem. A więc to prawda. Sylvia i Celia miały racje.
- Proszę cię! Nie mów nikomu. Ja.. musiałam przyjechać, chciałam zobaczyć...
- Już dobrze - rzekła kuzynka - wejdź do środka. Wiem jak się czujesz.