rozdział 12
- Mam nadzieje, że jesteś z siebie zadowolony, Joe? - spytał z wyrzutami Herman.
W Akademii Królewskiej panowała napięta atmosfera.
- Odwal się - mruknął Joe.
Nosił on teraz przepaskę kapitana, ale bynajmniej nie odczuwał z tego powodu dumy. Myślał, że będzie to proste zadanie, jednak okazało się inaczej. Jude czy Sienna zawsze mieli pomysł jakby tu podnieść morale drużyny czy poprawić ich dotychczasową technikę. Jeśli zaś chodziło o Joe'go nie był on w ogóle przygotowany na to by sprawować władzę lidera. Nie chciał się do tego przyznać. Odgryzał się za to niemiło każdemu kto próbował z nim porozmawiać.
- Może jeszcze nie jest za późno? - spytał Swing - może jeśli przeprosimy Siennę wróci ona do nas?
- Zapomnij o tym - uciął David - widziałem ją ostatnio. Gra teraz u boku Jude'a w drużynie Raimona.
Wszyscy spojrzeli zdumieni na przyjaciela, który oznajmił im tę zadziwiającą wiadomość.
- Zdrada!
- Nie, dlaczego? - David wydawał się dziwnie spokojny - to wolny kraj, każdy może robić co chce.
- Nie wierzę, że cię to nie rusza - oznajmił chłodno Joe - nie zapominajmy też o tym, że ty również przez chwilę byłeś przyjacielem Raimona.
- Jeśli granie w dwóch drużynach jednocześnie tak nazywasz - zastanowił się David - Jude prosił mnie bym do nich dołączył. Został na stałe a nie grał tylko wtedy gdy tego potrzebują. Odmówiłem mu tłumacząc, że Królewscy są moją jedyną drużyną. Czy nie zasługuje na więcej szacunku?!
Joe warknął przez zaciśnięte zęby.
- Nie zaczynaj ze mną Samford.
- Jesteś zły, bo nie masz pomysłu jak ulepszyć nasze techniki. Ot i cała filozofia.
Pozostali członkowie zebrali się w kręgu wokół nich i przysłuchiwali tej wymianie zdań z szyderczymi uśmieszkami na ustach.
- Poradzę sobie - odciął się Joe - zobaczysz, to tylko kwestia czasu jak nasza drużyna stanie na szczycie. Znowu będziemy najlepsi w kraju a może i na świecie.
- Gadanie - stwierdził David poprawiając przepaskę na oku - tylko to potrafisz robić.
- Uważaj - ostrzegł go bramkarz - bo stracisz drugie oko.
- Więcej gadasz niż robisz. To jest twój problem.
- Ty - Joe nie wytrzymał i chwycił Davida za kołnierz koszulki - ja ci pokażę...
- Panowie - wtrącił się Herman - dlaczego nie załatwicie tego jak dżentelmeni?
Joe i David spojrzeli na niego jak gdyby powiedział najbardziej niedorzeczną rzecz świata.
- Trochę więcej klasy. Nie chcecie chyba żeby pisano o was w jutrzejszej gazecie?
- Kiedyś nazwa Akademii Królewskiej coś znaczyła - zauważył Bloom - teraz jesteśmy tylko jedną z przeciętnych drużyn o której niewielu już pamięta.
- Porobiło się ich zbyt wiele - powiedział Joe, który już ochłonął - odkąd Raimon zaczął odnosić same zwycięstwa nagle wszyscy chcą być tacy jak oni. W każdej szkole zebrała się grupka, która ma za marzenie stać się najlepszą drużyną piłkarską.
- Otóż to - rzekł Herman- pokażmy im, że Królewscy nadal trwają. Pokażmy, że nadal jesteśmy najlepsi!
Na twarzach zawodników pojawiły się nowe uśmiechy. Tym razem były one przebiegłe i cwane.
- Zróbmy to - dodał Joe i zaśmiał się szyderczo.
- Dzisiaj mecz ostateczny - Mark miał bardzo poważną minę - dajmy z siebie wszystko!
- Mam pytanie - oznajmił Kevin - czy do jedenastki, która dziś będzie grać zaliczasz Caleba?
Mark zamilkł. Temat Caleba Stonewall'a był bardzo delikatnym tematem, którego wolał nie poruszać. Ale pytanie padło i trzeba było na nie odpowiedzieć. Teraz oczy wszystkich skupione były na Marku.
- Ekhem... Tak wiecie... - kapitan wziął głęboki oddech - tak, Caleb zagra z nami w tym meczu. Wiem, że nie było go na żadnych ćwiczeniach, ale wciąż jest częścią zespołu. Poza tym ma się pojawić na dzisiejszej rozgrzewce. Będziecie wtedy mogli go o wszystko spytać.
Nie wszystkich zadowoliła ta odpowiedź. Szczególnie Kevina, który łypał groźnie spod łba.
- Nasz trener ma nie po kolei w głowie - powiedział - po co w ogóle przyjmował do drużyny tego leszcza.
- Bo jestem dobrym graczem.
Oczy wszystkich skierowały się teraz na Caleba, który dumnym krokiem szedł w ich stronę.
- Witam. Jak się macie?
- 'Jak się macie'? - Kevin już wychodził z siebie - to wszystko co masz nam do powiedzenia, baranie?
- Wyluzuj się troszkę, na pewno ci nie zaszkodzi - odparł spokojnie pewny siebie Caleb.
- Trzymajcie mnie, bo rozerwę tego pawiana na strzępy! - rwał się Kevin, ale Steve i Jack w porę go powstrzymali.
- Cisza! - zawołał Mark - panowie proszę. Skupmy się na meczu. Musimy współpracować.
- Ale z nim się nie da!!!
- A próbowałeś?
Kevin westchnął ociężale i skinął głową.
- Zgoda.
- I co mądralo, tak ciężko było? - szydził z niego Caleb.
- To się tyczy też ciebie, Stonewall - odezwał się Jude - zachowuj się. Wystarczy już tego.
- Oho - Caleb podniósł ręce w obronnym geście - były kapitan Akademii Królewskiej śmie zwracać mi uwagę? Toż to zaszczyt!
Jude warknął coś pod nosem, ale nic już nie powiedział. Sienna, która stała obok niego groźnie patrzyła na Caleba, gdy ten to spostrzegł od razu się uciszył.
- Dobra - Mark już był zmęczony - to jest oficjalna lista tych, którzy zagrają z Małym Gigantem i trzech rezerwowych. Sylvia? - podał dziewczynie kartkę żeby ta mogła ją odczytać.
Drużyna Raimon, która weźmie udział w grze finałowej
Na dole był stempel i podpis ich trenera, który osobiście zatwiedził ten skład.
- Dzisiaj mecz ostateczny - Mark miał bardzo poważną minę - dajmy z siebie wszystko!
- Mam pytanie - oznajmił Kevin - czy do jedenastki, która dziś będzie grać zaliczasz Caleba?
Mark zamilkł. Temat Caleba Stonewall'a był bardzo delikatnym tematem, którego wolał nie poruszać. Ale pytanie padło i trzeba było na nie odpowiedzieć. Teraz oczy wszystkich skupione były na Marku.
- Ekhem... Tak wiecie... - kapitan wziął głęboki oddech - tak, Caleb zagra z nami w tym meczu. Wiem, że nie było go na żadnych ćwiczeniach, ale wciąż jest częścią zespołu. Poza tym ma się pojawić na dzisiejszej rozgrzewce. Będziecie wtedy mogli go o wszystko spytać.
Nie wszystkich zadowoliła ta odpowiedź. Szczególnie Kevina, który łypał groźnie spod łba.
- Nasz trener ma nie po kolei w głowie - powiedział - po co w ogóle przyjmował do drużyny tego leszcza.
- Bo jestem dobrym graczem.
Oczy wszystkich skierowały się teraz na Caleba, który dumnym krokiem szedł w ich stronę.
- Witam. Jak się macie?
- 'Jak się macie'? - Kevin już wychodził z siebie - to wszystko co masz nam do powiedzenia, baranie?
- Wyluzuj się troszkę, na pewno ci nie zaszkodzi - odparł spokojnie pewny siebie Caleb.
- Trzymajcie mnie, bo rozerwę tego pawiana na strzępy! - rwał się Kevin, ale Steve i Jack w porę go powstrzymali.
- Cisza! - zawołał Mark - panowie proszę. Skupmy się na meczu. Musimy współpracować.
- Ale z nim się nie da!!!
- A próbowałeś?
Kevin westchnął ociężale i skinął głową.
- Zgoda.
- I co mądralo, tak ciężko było? - szydził z niego Caleb.
- To się tyczy też ciebie, Stonewall - odezwał się Jude - zachowuj się. Wystarczy już tego.
- Oho - Caleb podniósł ręce w obronnym geście - były kapitan Akademii Królewskiej śmie zwracać mi uwagę? Toż to zaszczyt!
Jude warknął coś pod nosem, ale nic już nie powiedział. Sienna, która stała obok niego groźnie patrzyła na Caleba, gdy ten to spostrzegł od razu się uciszył.
- Dobra - Mark już był zmęczony - to jest oficjalna lista tych, którzy zagrają z Małym Gigantem i trzech rezerwowych. Sylvia? - podał dziewczynie kartkę żeby ta mogła ją odczytać.
Drużyna Raimon, która weźmie udział w grze finałowej
Na dole był stempel i podpis ich trenera, który osobiście zatwiedził ten skład.
- Mark Evans - kapitan
- Nathan Swift
- Jude Sharp
- Kevin Dragonfly
- Axel Blaze
- Steve Grimm
- Harley Kane
- Caleb Stonewall
- Shawn Frost
- Sienna Ryder
- Xavier Foster
Lista Rezerwowych:
- Darren LaChance
- Jack Waldside
- Max Carson
- Wybrał Maxa w roli rezerwowego zamiast mnie? - spytał smutno Eric.
- Nie martw się stary - pocieszył go Bobby - mnie też nie ma w tym meczu.
Eric spojrzał na Bobby'ego z wdzięcznością. Byli przyjaciółmi od zawsze i nawet teraz Bobby go wspierał.
- Tak to rzeczywiście dziwne, biorąc pod uwagę, że Carson zapisał się do naszego klubu z nudów - zauważył zgryźliwie Kevin.
- Odczep się - powiedział spokojnie Max - polubiłem piłkę.
- Tak samo mógłbyś polubić balet.
- Spokój! - Mark powoli tracił cierpliwość - dziękuje ci Sylvio.
- Oczywiście te numery nie są tymi, z którymi będziecie grać na koszulkach. - dodała Sylvia i posłusznie umilkła.
- To nie stanowi problemu - zaśmiał się Mark, któremu wrócił dobry humor - zacznijmy ostatnie ćwiczenia przed tak ważnym meczem!
Po skończonych ćwiczeniach (Kevin w końcu dopadł Caleba i zdążył utrzeć mu nosa nim zostali rozdzieleni) wszyscy udali się do szatni, by przebrać się w świeże czyste stroje drużyny Raimona.
Mark, który właśnie zakładał opaskę kapitana spojrzał na Axela, który już gotowy siedział na ławce i wpatrywał się w srebrny medalion.
- Piękne - ocenił Mark - od kogo?
- Od Julii - odpowiedział. Uzmysłowił sobie, że Katie również była obecna przy wyborze tego prezentu, ale do tego już nie chciał się przyznać.
- Twoja siostra będzie na trybunach?
- Na pewno - Axel lekko się uśmiechnął i schował wisior za koszulkę.
Po skończonych ćwiczeniach (Kevin w końcu dopadł Caleba i zdążył utrzeć mu nosa nim zostali rozdzieleni) wszyscy udali się do szatni, by przebrać się w świeże czyste stroje drużyny Raimona.
Mark, który właśnie zakładał opaskę kapitana spojrzał na Axela, który już gotowy siedział na ławce i wpatrywał się w srebrny medalion.
- Piękne - ocenił Mark - od kogo?
- Od Julii - odpowiedział. Uzmysłowił sobie, że Katie również była obecna przy wyborze tego prezentu, ale do tego już nie chciał się przyznać.
- Twoja siostra będzie na trybunach?
- Na pewno - Axel lekko się uśmiechnął i schował wisior za koszulkę.
Mark przeszedł się po szatni, by sprawdzić czy wszyscy są już gotowi (ominął Kevina i Caleba, którzy właśnie toczyli słowną walkę).
- Dziewczyny - zwrócił się do Sylvii i Celi - sprawdzałyście co z Sienną?
- Jest gotowa.
Oczywiście Sienna, jako jedyna dziewczyna w zespole Raimona miała oddzielną szatnię co było niemałym utrudnieniem dla Marka, gdyż musiał on co chwilę prosić którąś z dziewczyn by do niej zajrzała.
- Hej Shawn - Caleb, który już skończył z Kevinem teraz postanowił pognębić najmniej konfliktowego zawodnika - Mały Gigant to tylko nazwa.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł Shawn i już chciał odejść gdy wtem Caleb przytrzymał go za ramię.
- Mówię, że to tylko nazwa - wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu - tak naprawdę to są giganci. Potężni ludzie, którzy jedną ręką potrafią rozwalić kamień.
- Tak? - Shawn nie wydawał się zainteresowany. Próbował wyrwać ramię ze strasznego ucisku, ale z marnym skutkiem.
- Zastanawiam się - ciągnął dalej Caleb- jak ty dasz im radę z takim wzrostem. Jesteś najniższy z nas wszystkich. Rozgromią cię w ułamku sekundy.
- Stonewall - Mark nigdy nie zwracał się do swoich przyjaciół po nazwisku, ale sam już miał dość Caleba i jego irytującego zachowania - ostrzegam cię. Jeszcze słowo a nie postawisz nogi na murawie.
- Nie możesz tego zrobić - zaśmiał się arogancko Caleb.
- Jest kapitanem więc może - oznajmił Jude, który właśnie do nich podszedł.
- Och zapomniałem. Przecież ty znasz prawa kapitana, sam nim kiedyś byłeś.
- Dajcie już spokój - uciął Mark - nie czas na to.
- Gdybyśmy byli na morzu już bym cię utopił - odezwał się Harley. Jego poczucie humoru również się wypaliło, nie był jedynym, który miał dość złośliwego zachowania Caleba.
- Ale nie jesteśmy leszczu - odparował mu złośliwiec. - więc siedź cicho i się nie rzucaj.
Celia i Sylvia, które już od dłuższego czasu przysłuchiwały się całej rozmowie teraz zaklaskały głośno.
- No chłopcy! Już czas!
- Hej! - do szatni wbiegły Nelly i Katie - nie zgadniecie kogo widziałyśmy na trybunach! Zawodników Akademii Królewskiej! Są wszyscy!
- Świetnie! - ucieszył się Mark. Tylko Jude jakoś posmutniał. Niestety nikt tego nie zauważył.
- Przeciwnik również już dotarł. A wraz z nim Ray Dark!
- Tym razem mecz odbywa się na powietrzu - powiedział kapitan - nie ma więc obaw, że coś nam spadnie na głowę.
- Zawsze może rozstąpić się ziemia - zauważył Xavier.
Mark posłał mu ironiczny uśmiech.
- Ustawiamy się! Mecz się zaczyna!
W parach na czele których kolejno stali Mark i Axel podążyli na murawę. Dziewczyny już siedziały na wyznaczonej przez trenera ławce skąd miały najlepszy widok.
- Boisz się? - spytał sarkastycznie Caleb, który szedł w parze z Nathanem.
- Nie rozmawiam z tobą - uciął tamten.
Na trybunach było pełno ludzi, którzy gwizdali, machali szalikami czy trzymali transparenty. Duża część z nich była przeznaczona dla Małego Giganta.
- Kapitanowie podać sobie ręce - powiedział sędzia.
Mark posłusznie wyciągnął rękę w stronę Hectora Helio. Ten uścisnął ją jak mu się zdawało niechętnie. Rzut monetą sędziego miał zadecydować o tym, która drużyna zaczyna grę.
Sędzia wskazał ręką na Marka.
- Gimnazjum Raimona rozpoczyna grę! - dało się słyszeć głos spikera - co to będzie za emocjonujący mecz!
Gwizdek. Gra się zaczęła. Axel podał piłkę do Kevina, który od razu przeszedł do ataku.
- Xavier!
Xavier odebrał piłkę i już chciał ją podać do Jude'a gdy w ostatniej chwili się powstrzymał widząc, że przyjaciel jest dobrze kryty. Tak samo było z innymi.
- Foster ma niemały problem - ocenił spiker - nie ma do kogo podać!
- Tutaj Xavier! - Sienna pomachała do niego ręką pokazując, że jest zupełnie bezpieczna. Xavier kopnął do niej piłkę, już miała ją odebrać gdy przechwycił ją jeden z zawodników Małego Giganta.
- A to pech! Raimon stracił piłkę!
- To nic! - zawołał radośnie Mark ze swojej bramki - następnym razem nie pozwolimy na to!
Mały Gigant sprytnie podawał do siebie piłkę toteż Raimon ani razu nie miał okazji by ją odebrać.
- Są strasznie szybcy! - wydyszał Kevin.
- Tak - potwierdził Nathan - to dopiero początek gry a ja już nie mam siły.
- Chłopaki, co z wami?! - krzyczał Mark - nie pora na odpoczynek!!
- Ma racje.
- Idziemy!
Nathan i Kevin pomknęli czym prędzej w kierunku gracza, który miał piłkę, ten widząc natarcie na siebie dwóch zawodników szybko podał ją dalej.
- Niech to! - klął Kevin.
- Dragon Hill podaje celnie do Windy Fast - informował spiker - a co to? Piłka nareszcie zostaje im odebrana przez Sharpa z numerem 14!
Rzeczywiście Jude zabrał im piłkę i teraz dryfował z nią w stronę bramki.
- Axel!
Axel odebrał podanie i wyskoczył w górę.
- Ognista burza!
Płomienie wystrzeliły w powietrze i teraz piłka z wielką siłą leciała w stronę bramki gdzie czekał już na nią Hector Helio.
- Helio się uśmiecha! - nadawał spiker - czy on..? Tak drodzy państwo, złapał to! Złapał z zadziwiającą łatwością!
- Co? - nie dowierzał Mark - zatrzymał ognistą burzę?
Wszyscy byli równie zaskoczeni. Hector zamachnął się i wysłał piłkę... prosto w kierunku Marka. Bramkarz ledwo ją złapał, zaledwie centymetry dzieliły go od przekroczenia wyznaczonej linii.
- Niemożliwe! - wysapał Kevin - rzucił piłką przez całe boisko i to z zadziwiającą siłą.
- Są lepsi niż myślałem - potwierdził Jude.
Mark wycelował piłkę do Harleya, który teraz pędził przez boisko. Znowu sytuacja się powtórzyła. Każdy zawodnik Raimona był kryty.
- Kane nie ma do kogo podać - dało się słyszeć głos spikera. - co więc zrobi?
- Tutaj Kane! - zawołał Caleb.
Harley się zawahał. Nie ufał mu, ale czy miał wyjście? Nie miał nikogo do kogo mógłby posłać piłkę.
- Niech cię Stonewall - piłka poszła w kierunku Caleba jednak Max Ride z Małego Giganta był szybszy.
- Orientuj się frajerze - zaśmiał się i czmychnął wraz z piłką.
- Gdzie ty masz oczy Stonewall - oskarżył go Harley.
- Wyglądało jakbyś zrobił to specjalnie!
- Tak, wiedziałem, że nie można ci ufać!
- Chłopaki! - krzyczał Mark - nie czas na dyskusje!
Rzeczywiście, pięciu graczy zajadle ze sobą walczyło podczas gdy Mały Gigant zbliżał się do bramki gdzie stał Mark.
- Zabójczy cios!
Piłka wystrzeliła w kierunku Marka, który nie zdążył nawet się przygotować i wypowiedzieć swojej techniki. Już była w bramce/
- Gol! - krzyczał spiker - Mały Gigant zyskuje pierwszy punkt!
Jude spojrzał w kierunku Raya Darka, który siedział z założonymi rękami i złośliwie się uśmiechał.
Minęło dopiero 15 minut meczu, Mały Gigant już zyskał przewagę a zawodnicy drużyny Raimona byli kompletnie wyczerpani.
- Nie... - wyszeptał Mark, którego przeszły dreszcze - tylko nie to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz