Nelly Raimon stała na lotnisku w towarzystwie swojego kierowcy i lokaja. Obaj panowie nie śmieli odezwać się choćby słowem. Widzieli, że ich pani nie jest w najlepszym humorze i z obawy, że mogą ją jeszcze bardziej rozjuszyć trzymali z tyłu. Nelly miała powody do złości. Jej ojciec a jednocześnie dyrektor szkoły pan Raimon zaprosił swojego brata do siebie. Nie byłoby w tym nic niedobrego gdyby nie fakt, że wraz z nim miała przyjechać jego córka Katie. Nelly nie przepadała za nią. Było to wręcz mało powiedziane. Nie lubiła jej za tę jej nieśmiałość i prostotę. Uważała, że w życiu trzeba być twardym i nieugiętym. Ona, Nelly właśnie taka była. Gdyby nie, w przeciwnym razie szkoła Raimona już dawno leżałaby w gruzach. Na szczęście ona sprawuje nad wszystkim pieczę. Dzięki temu panuje ład i porządek a uczniowie znają swoje miejsce w szeregu. Choć nie wszyscy. Mark Evans chociażby. Za bardzo się panoszy. Zaraża wszystkich tą swoją pozytywną energią, wszędzie go pełno. Będzie musiała zrobić z tym co trzeba. Nie można pozwolić żeby gimnazjum Raimona miało złą opinię. Ale tym zajmie się później. Póki co trzeba przywitać tę naiwną i zagubioną osobę jaką jest jej kuzynka. To nie do uwierzenia, że ktoś taki nosi to samo nazwisko. To wprost haniebne. Nelly wzięła dwa głębokie wdechy i nabrała powietrza do płuc.
- Nadchodzi.
- Kto taki panienko? - spytali jednocześnie lokaj i kierowca.
- Moja kuzynka. Katie Raimon.
Z naprzeciwka zmierzała w ich kierunku dziewczyna trochę niższa od Nelly, ale i tak bardzo do niej podobna. Miała orzechowe oczy i włosy, które spięte były w warkocz. Szła niepewnym krokiem ciągnąc za sobą walizkę dwa razy większą od siebie.
- Cześć Nelly - powiedziała cicho jakby z góry obawiając się reakcji swojej kuzynki.
- Gdzie jest wuj? - zapytała Nelly rzeczowo.
- Poszedł na chwilę do biura obsługi. Nie potrwa to długo i pewnie zaraz do nas dołączy.
- Więc chodźmy do niego - zarządziła Nelly i bez słowa odwróciła się - Edgar.
- Tak pani - lokaj pospiesznie wziął od Katie jej sporą walizkę.
Ta zaskoczona szorstkim zachowaniem Nelly nawet tego nie zauważyła.
Wszyscy podeszli do punktu obsługi gdzie ojciec Katie załatwiał jakąś sprawę.
- Jesteście - spostrzegł ich - Witaj Nelly. Jak się masz?
- Dzień dobry, wuju. Wszystko dobrze. Dziękuje
'Jemu odpowiada/ - pomyślała smutno Katie i z trudem powstrzymała łzy.
- Jeżeli to już wszystko to proponuje udać się do domu - powiedziała Nelly.
- Tak. Padam po podróży. Tym bardziej, że warunki panujące na pokładzie pozostawiły wiele do życzenia - tu ojciec Katie twardo spojrzał na kobietę z obsługi. Ta tylko wzruszyła ramionami.
W limuzynie Nelly zawzięcie dyskutowała ze swoim wujem na tematy związane z zarządzaniem.
- Mój ojciec, Pan Raimon jest bardzo zajęty. Dlatego ja go zastępuje. W szkole mamy żelazne zasady, których każdy uczeń musi przestrzegać.
- W zupełności się z tobą zgadzam - poparł ją wuj - nie ma niczego bez twardej organizacji.
Katie nawet ich nie słuchała. Siedziała z głową opartą o szybie i oglądała to co się za nią dzieje.Nie miała nastroju. Tak bardzo chciała zaprzyjaźnić się z Nelly. Ale nic nie wskazywało na to, że jej się to uda. To będą ciężkie dwa tygodnie. I z tymi myślami została aż do końca drogi.
- Drogi bracie - pan Raimon stał u drzwi swojej rezydencji - tyle lat!
- Dokładnie cztery - podpowiedział brat pana Raimona - nic się nie zmieniłeś.
- Ty również. Zapraszam! - wskazał dłonią drzwi - o! Jest i Katie! Jaka ona urocza!
Katie zastanowiła się czy to słowo nie było przypadkiem wymuszone. Urocza? Też coś.
- Wejdźmy do środka. Edgar przygotował dla nas obiad.
Wszyscy zasiedli przy stole. Nelly jadła jak prawdziwa dama. Gryzła małe kęsy i po każdym z nich wycierała usta serwetką. Katie natomiast całkowicie straciła apetyt. Mieszała widelcem w sałatce aż zrobiła się z niej jedna wielka papka.
- Co robisz moja droga?
Katie drgnęła na dźwięk tego głosu.
- Nie wiesz, że to nieładnie bawić się obiadem?
Była tak bardzo zaskoczona, że nie śmiała się choćby odezwać. Nelly jednak wcale tego nie oczekiwała. Wstała od stołu głośno odsuwając krzesło.
- Dziękuje. Będę u siebie. Muszę zająć się ważnym projektem.
Panowie pochłonięci rozmową nawet tego nie zauważyli. Nelly odeszła a Katie było bardzo wstyd.
Tymczasem na szkolnym boisku tuż przy gimnazjum Raimona stało kilkoro uczniów i głośno dyskutowało. Jeden z nich wyróżniający się strojem z opaską na włosach przemawiał do pozostałych, którzy nie wyglądali na przekonanych.
- Chłopaki! - mówił ten z przepaską - niedługo najważniejszy mecz! Wiem, że uda nam się go wygrać. Musimy tylko ćwiczyć, ćwiczyć i...
- Ćwiczyć - dodał jakiś naburmuszony gracz z różowymi włosami - powtarzasz nam to ciągle. I nic z tego nie wychodzi!
- Nie skupiasz się Kevin! - powiedział oburzony chłopak z opaska a jednocześnie kapitan drużyny, Mark Evans. - wierzę w nas. I ty też musisz. Wszystko się uda! Wygramy to!
- Taaaak! - zawołali chórem zawodnicy.
Kevin wciąż nie wyglądał na przekonanego.
- Najlepiej zacznijmy od razu. Tylko... gdzie jest Axel?
- Pewnie znów się spóźni - powiedział Nathan.
- Dziwi cię to? - zapytał były kapitan Akademii Królewskiej, Jude Sharp - lubi mieć wielkie wejście.
- Ale akurat dzisiaj?
- Zawsze.
- Chłopaki! - Mark przywołał ich do porządku - jeżeli Axel zaraz się nie pojawi to po prostu zaczniemy bez niego.
Ale Axel przyszedł szybciej niż oczekiwali. Swobodnym krokiem zmierzał w ich stronę.
- No nareszcie! Teraz możemy zacząć!
Nowy duch wstąpił w drużynę Raimona. Nawet Kevin wyglądał na trochę bardziej przekonanego. Lubił Axela i bardzo go podziwiał. Wierzył, że mając go w drużynie uda im się wygrać każdy mecz.
Nelly siedziała przy biurku i stukała w klawiaturę. Próbowała z całych sił a jednak nie mogła skupić się na pracy.
- Wyrzuty sumienia - wyszeptała do siebie. - nie dadzą mi spokoju.
Wstała i wyszła na korytarz. Przez chwilę się wahała, ale to uczucie szybko zniknęło. Przywołała się do porządku i pewna siebie zapukała w drzwi.
- Proszę.
Pociągnęła za klamkę i weszła do środka.
- Byłam dla ciebie nieprzyjemna - stwierdziła patrząc Katie prosto w oczy - nie powinnam była. Ale mimo wszystko wiedz, że nie zaprzyjaźnimy się. - i wyszła.
Katie nie wiedziała zupełnie co ma o tym myśleć. Czuła, że Nelly jej tutaj nie chce. Myślała, że najlepiej byłoby gdyby została w domu i nie jechała z tatą. Zaoszczędziłaby wszystkim nerwów. Nie chciała nikomu przeszkadzać.
- Katie? - teraz do pokoju zajrzał jej ojciec - stwierdziliśmy z panem Raimonem, że szkoda abyś przesiedziała cały dzień w pokoju. Wyjdź z Nelly, niech pokaże ci okolice.
- Czy Nelly wie?
- Jeszcze nie - powiedział pan Raimon - ale na pewno nie będzie to dla niej problem.
- To jest problem - zawołała Nelly kilka minut później - nie pójdę z nią!
Obaj panowie spojrzeli na nią zdziwieni.
- Nie to miałam na myśli - dodała szybko czerwieniąc się - ja po prostu mam dużo pracy.
- Odłożysz ją na potem - rzekł jej ojciec.
Nelly czuła, że nie ma innego wyjścia jak tylko wziąć kuzynkę i gdzieś z nią wyjść. Uniosła się honorem i powiedziała:
- Byle nie długo.
Nelly długo myślała gdzie by tu pójść z Katie i co jej pokazać. W mieście było wiele interesujących obiektów, ale żaden nie był na tyle ciekawy by stać przy nim przez cały dzień. A przecież koniec końców dała słowo, że nie wróci za szybko. Nareszcie w jej głowie pojawiła się myśl. Szkoła. Pokaże jej moją szkołę i to jak ją utrzymuje.
- Słuchaj Katie - podjęła odwróciwszy się do kuzynki, która szła parę metrów za nią - pokażę ci gimnazjum Raimona.
Usta Katie ułożyły się w sympatyczny uśmiech.
Parę minut potem były już na miejscu. Była sobota więc Nelly nie spodziewała się nikogo zastać. A jednak na boisku trwał właśnie mecz. Nelly zmrużyła oczy i szybko rozpoznała Marka Evansa, który stał na bramce.
- No nie!
- Co się stało?
- Nie widzisz ich?
- Kogo?
- Piłkarzy, głupia!
Katie nie zrozumiała.
- Jest zakaz grania w piłkę w weekendy. To czas kiedy to miejsce ma odpocząć przed nadchodzącym tygodniem.
- Ale co w tym złego? - Katie nadal nie rozumiała. Nelly machnęła na nią ręką i szybkim krokiem udała się w stronę boiska. Katie podążyła za nią. Tak naprawdę Nelly nie chodziło o boisko czy o zasady. Chciała mieć pretekst by móc odezwać się do Marka, którym była bardzo zauroczona. Jednak nigdy przed nikim by się do tego nie przyznała.
- Mark!
- O, cześć Nelly. - Mark wyszczerzył do niej zęby. - kto z tobą jest?
Chłopcy zaprzestali gry. Wszyscy wpatrywali się w Nelly i jej towarzyszkę.
- Poznajcie się. Mark Evans, kapitan drużyny Raimona a to moja kuzynka Katie Raimon.
- O, nie wiedziałem, że masz kuzynkę. Miło cię poznać Katie - Mark energicznie potrząsnął jej dłonią. Teraz już wszyscy zgromadzili się wokół nich.
- Hej chłopaki! To kuzynka Nelly, ma na imię Katie - Mark przedstawił Katie, która cała się zarumieniła.
- To moi przyjaciele - Mark wymienił imiona wszystkich członków.
Katie przeszła po wszystkich wzrokiem jednak jej oczy na dłużej utkwiły w Axelu. Ten nie wydawał się nią zainteresowany i patrzył gdzieś w przestrzeń.
- To już się poznaliśmy a teraz jeśli pozwolicie...
- Nie ma mowy - Nelly ponownie weszła w swoją rolę zastępcy dyrektora - macie zakaz grania w weekendy, zapomniałeś?
- Ale Nelly... zbliża się ważny mecz! Musimy trenować!
- A wiesz chociaż z kim gracie?
- Nie...
- Chłopaki!!! - w ich stronę biegła cała zdyszana z laptopem w rękach Celia Hills, siostra Jude'a - wiem z kim zagracie! Właśnie się dowiedziałam!
- No to mów! - zawołali chórem
- Zagracie z Akademią Królewską.
- Co? - wykrzyknął Mark - to niemożliwe! Odkąd odszedł Jude mają tylko 10 członków zespołu. Nie możemy z nimi grać.
- To uległo zmianie - powiedziała Celia i teraz wszyscy się w nią wpatrywali - mają nowego zawodnika. Kogoś kto równocześnie został ich nowym kapitanem.
***