wtorek, 5 grudnia 2017

rozdział 18

rozdział 18


Minęło kilka tygodni. Ten czas wystarczył by w drużynie Raimona zaszły spore zmiany. Po pierwsze Hector Helio postanowił odejść z zespołu. Swoją decyzje uzasadnił tym, że nie potrafi grać ramię w ramię ze swoim największym wrogiem, wnukiem Davida Evansa. Mark starał się go od tego pomysłu odwieść, ale sam czuł, że tak będzie najlepiej toteż nie zatrzymywał go więcej. Po drugie ich trener pan Hillman bardzo chciał by miejsce Hectora zajął Byron Love, kapitan drużyny Zeusa, jednak wszyscy członkowie Raimona byli temu przeciwni. Zostało więc jedno wolne miejsce, które musiał zasiedlić ktoś wyjątkowo dobry. Następnym kłopotem było Mroczne Trio, które wciąż nie dawało o sobie zapomnieć. Co pewien czas wyskakiwało znienacka i żądało starcia z Raimonem, który za każdym razem wygrywał mecz. Codziennie ćwiczenia wzmacniały ich. Teraz gra każdego członka była na podobnym poziomie.
- Hej Blaze - Kevin szturchnął Axela w bok - nie wkurza cię to? Już nie jesteś jedynym najlepszym graczem.
Axel uśmiechnął się w odpowiedzi. Niby wszystko było jak dawniej, ale nie do końca. W drużynie dawało się odczuć pewną aurę. Szczególnie udzielała się ona Jude'owi, który wydawał się wciąż smutny i zamyślony. Bardzo chciał reprezentować kraj wraz ze swoim najlepszym przyjacielem z Royal Academy, Davidem Samfordem jednak ten nawet nie chciał o tym słyszeć.
- Nie zostawię przyjaciół! - powiedział z wyrzutami patrząc na Jude'a.
- Wiesz, że nie chciałem was zostawić! - Jude również podniósł głos.
- Jasne - prychnął przyjaciel - chciałeś tylko pomścić Zeusa. Tylko dlaczego gdy wygraliście strefę footballu przeszedłeś na stałe do Raimona?
Na to pytanie Jude nie miał odpowiedzi. Do szkoły Raimona przeniósł się ze względu na swoją młodszą siostrę Celię. Ale nawet to go nie usprawiedliwiało, bo przecież mógł nadal należeć do Królewskich.
- David - Jude położył przyjacielowi rękę na ramieniu, ale ten ją strącił.
- Nie Jude. To koniec.
Odwrócił się i odszedł zostawiając oszołomionego Jude'a. 
' Być może popełniłem błąd ' - zastanawiał się Jude patrząc na swoich obecnych przyjaciół grających w piłkę - ' ale nie jest za późno by go naprawić. Mogę jeszcze przeprosić i wrócić do Królewskich. Tylko, ze wtedy nie zagram w Reprezentacji...
- Co się dzieje, Jude?! - zamachał do niego Mark ze swojej bramki - czemu nie grasz?
Jude przyglądał mu się chwilę. 'Podziwiam Marka' - pomyślał - ' jest świetnym bramkarzem i przyjacielem, ale przez niego zapomniałem o mojej prawdziwej rodzinie, Królewskich. To z nimi przeżywałem każde zwycięstwo.' 
- Muszę iść - powiedział i nagle wszyscy osłupieli zaprzestając dalszej gry - chce pomyśleć. - przerzucił pelerynę na lewę ramię i odszedł.
- Pogadam z nim! - oznajmił Mark i już miał ruszyć w pogoń za przyjacielem gdy czyjaś ręka go powstrzymała.
- Nie - to Sienna stanęła tuż przy nim - on potrzebuje być teraz sam. Zostaw go. 
- Co się z nim dzieje? - Mark spojrzał jej w oczy - ty coś wiesz.
- Nie - powiedziała i odeszła chcąc uniknąć dalszych pytań.


____________________________________________
Taki trochę nijaki ten rozdział, ale zdążyłam już zapomnieć o czym pisałam wcześniej i nie pomogło mi nawet to, że sobie to znowu przeczytałam... jakbym zgubiła wątek. Ale muszę trochę przystopować, bo chyba zaczyna się wreszcie nauka xD

wtorek, 21 listopada 2017

rozdział 17

rozdział 17


- Co myślisz? - spytał Mark Jude'a gdy szli razem do szkoły. Słońce wspaniale połyskiwało na błękitnym niebie oznajmiając, że będzie to piękny dzień.
- Że jeszcze o nich usłyszymy - odparł Jude.
- Tak - Mark spojrzał w niebo i zmrużył oczy - obawiałem się, że to właśnie powiesz.
- Ale nie ma się co martwić - dodał przyjaciel - jesteśmy od nich silniejsi.
- Nie powiedziałbym.
- Co masz na myśli?
- A to - Mark przystanął - że ich było troje a nas jedenastu. Sam zresztą słyszałeś. Gdy pojawią się w pełnym składzie nie będziemy mieli z nimi szans.
Jude wyraźnie się stropił. 
- Racja - przyznał po chwili milczenia - zapomniałem o tym.
- Przepraszam Jude... nie chciałem być niemiły.
- W porządku - uśmiechnął się tamten - chodźmy, bo się spóźnimy.
Przyspieszyli kroku i całą drogę nic już nie mówili.





- Jeszcze trochę i bylibyście spóźnieni - powitał ich Nathan stojąc przed drzwiami szkoły z założonymi rękami.
- A może chcą mieć wielkie wejście tak samo jak Blaze? - dodał zgryźliwie Kevin.
- Cześć panowie - przywitał się Mark - widzę, że jesteście w dobrych humorach.
- A czemu mielibyśmy nie być? - zdziwił się Nathan.
- No wiesz... po wczorajszym meczu...
- Daj spokój - machnął ręką Nathan - było minęło. Więcej ich nie zobaczymy. Przestraszyli się nas.
Mark nie był tego wcale taki pewien, ale postanowił nic już nie mówić.
- Nie chce was poganiać, ale mamy naprawdę mało czasu - wtrącił Jude.
- Rzeczywiście - oprzytomnieli wszyscy i weszli do środka.
- Jeszcze trochę i spóźnilibyście się - przy drzwiach klasy stał Xavier i uśmiechał się do nich życzliwie. Obok niego stał Shawn i również przyglądał się wszystkim z niemałym zainteresowaniem.
- Kto jeszcze nam to powie - zaśmiał się Mark.
- Jak się czujesz Kapitanie? - spytał troskliwie Shawn.
- Całkiem nieźle - odparł krótko Mark, lecz w głębi duszy był wdzięczny przyjacielowi za to pytanie. Przynajmniej nie on jeden wymazał z pamięci wczorajszy mecz.
- Słabo wyglądasz...
- Ale nabierze kolorów jak tylko potrenuje - powiedział Kevin.
Dzwonek. Wszyscy weszli do środka i zajęli swoje miejsca.
- Jeśli jesteście gotowi zaczynamy lekcje - oznajmił nauczyciel.
Mark spojrzał w bok. Ławka przy oknie po jego lewej stronie była pusta. Spojrzał na Jude'a siedzącego po jego prawej.
- Hej a gdzie jest...
- Panie Blaze! - nauczyciel powitał Axela, który pojawił się w drzwiach - co to ma znaczyć? Spóźnił się pan! Proszę siadać na miejsce. 
Mark i Jude wymienili znaczące spojrzenia.
- Nic się nie zmieniło.
Axel usiadł na swoim stałym miejscu i wyciągnął książki robiąc tym niemały hałas.
- Może kogoś przepytamy? - nauczyciel udawał, że się zastanawia - kogo by tu...
- Może ja? - Jude podniósł się z miejsca i lekko ukłonił.
- Nie, nie - podziękował nauczyciel - wiem, że pan jest zawsze przygotowany panie Sharp. Wybierzemy kogoś innego. Kogoś kto chowa się właśnie za książką i myśli, że jest dla mnie niewidoczny. Tak panie Evans. Widzę pana.
 Mark spłonął rumieńcem. 
- Ech.. tak... dzień dobry panu. Co tam słychać?
- Nie wydurniaj się i pod tablice!
Evans wstał i szybko podreptał w wyznaczone miejsce. Jude zasłonił twarz ręką i pokiwał głową. Shawn uśmiechał się z troską zaś Xavier był nieco rozbawiony widząc zaistniałą sytuacje.
- Zaczynamy - nauczyciel otworzył podręcznik - podam przykład a pan go rozwiążę.
- Jasne - wydukał Mark i wziął kredę. 
Axel jako jedyny nie był zainteresowany tym zdarzeniem. Spoglądał smutno w okno i rozmyślał nad różnymi sprawami. Tam za oknem działo się życie a oni wszyscy siedzą tutaj w klasie. Jakie to wszystko dziwne. Jest tak wiele spraw nad którymi można by filozofować. Potem spojrzał w niebo i na ptaki, które właśnie nad nim przelatywały. One były wolne. Robiły co chciały i leciały gdzie chciały zostawiając za sobą w tyle wszystko inne. 
- Panie Blaze, pan nie notuje!
Axel posłusznie otworzył zeszyt, ale i tak nic w nim nie pisał. Jude zauważył jego dekoncentracje, siedział jednak zbyt daleko by móc go o to spytać.
- Panie siedzące na końcu! - nauczyciel tracił cierpliwość - pani Woods proszę nie rozmawiać!
Nie miał śmiałości zwrócić uwagi Katie. W końcu ona była uczennicą uprzywilejowaną. Nosiła nazwisko Raimon a to upoważniało ją do wielu rzeczy.
- Dobrze, wystarczy już - zwrócił się teraz do Marka.
- Hę? - spytał zbity z tropu - jeszcze nie skończyłem.
- I nie kończ. Wszystko jest źle.
Markowi opadła szczęka, zaś chłopak siedzący w pierwszej ławce odezwał się z wyrzutami:
- Teraz pan to mówi?! A ja to przepisałem!
- Siedź cicho! A ty Evans będziesz musiał to poprawić.
Dzwonek zabrzmiał niczym wybawienie. Wszyscy w pośpiechu wzięli swoje rzeczy i opuścili salę jakby się bali, że zostaną zatrzymani i ponownie wzięci na spytki. 
- Co się dzieje Mark? - spytał Jude gdy już byli na korytarzu - to było łatwe zadanie.
- Dla ciebie każde zadanie jest łatwe - odparł Mark a Jude się uśmiechnął.
- Zgoda, w takim razie co z tobą? - zwrócił się teraz do Axela sunącego za nimi obok.
- Nic takiego.
Widząc, że nie nawiążę z nimi żadnej rozmowy pokiwał zrezygnowany głową i odszedł.
- Co jest? - spytał Mark Axela.
- Ty mi powiedz.
- Boje się, że Mroczne Trio zajmie nasze miejsce - przyznał Mark.
- Niepotrzebnie. Trener zapewnił nas, że nie ma takiej możliwości - odparł Axel.
- Dobrze. A co się dzieje z tobą? Dziwnie się zachowujesz.
- Mówiłem już, że wszytko jest w porządku.
 Mark wiedział. Z Axela nic nie wyciągnie nieważne jak bardzo będzie się starać. Dał więc temu spokój.

Po skończonych lekcjach wszyscy wspólnie udali się na boisko.
- Każdy jest obecny? - spytała Sylvia trzymając w ręku swój notatnik - to zaczynamy trening.
- Cześć Axel - powiedziała nieśmiało Katie.
Axel, który stał i jako jedyny się nie rozciągał skierował spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Cześć - odpowiedział lekko zdziwiony - widzieliśmy się wcześniej.
- Tak - Katie posmutniała nagle - tak.
Patrzyli na siebie chwilę w milczeniu dopóki nie zaczęli przyciągać spojrzeń pozostałych przyjaciół.
- Zostawić was samych? - zażartował Kevin, ale nikt się nie zaśmiał.
- Kevin - Mark spojrzał niemrawo w kierunku Axela - daj już spokój, zaczynamy trening.
Pognali na boisko zaczynając od krótkiego biegu.
- Katie, dobrze się czujesz? - spytała Sylvia.
- Jasne.
- Ty... lubisz Axela?
Katie momentalnie poczerwieniała.
- Jasne - powtórzyła - wszystkich lubię.
Sylvia uśmiechnęła się znacząco i wróciła do oglądania drużyny Raimona. Jednak wiedziała swoje.

poniedziałek, 13 listopada 2017

rozdział 16

rozdział 16


- Musimy się podnieść! - zarządził Nathan - Mark?
Mark leżał obok bramki i ledwo mógł mówić. Nie zdołał obronić żadnego ciosu jakie zadało mu Mroczne Trio. 
- Zastąpię cię - Mark usłyszał nad sobą znany dobrze głos - dam radę.
- Nie trzeba - odparł podnosząc się z klęczek. - poradzę sobie.
- Nie poradzisz - powiedział Kevin.
- To prawda - dodał Nathan - akurat tym razem wiem co mówię. Pozwól Hectorowi zająć swoje miejsce ten jeden raz.
 Mark spojrzał po twarzach przyjaciół. Wszyscy mieli twarze pełne obawy i przerażenia. Nie chcieli by nieznany zespół zajął ich miejsce w Mistrzostwach. Mark nie chciał ustąpić, ale wiedział też, że nie może zawieść swoich przyjaciół.
- Jude? - były kapitan Królewskich stał odwrócony do niego tyłem i patrzył w ziemię. Podobnie było z Axelem. Ten z kolei oglądał swoje potłuczone ramię. - A więc zgoda. 
Minął moment i już po chwili Hector i Mark wrócili na boisko w nowych strojach. Hector był teraz bramkarzem zaś Mark miał na sobie zwykły strój Raimona. Ten pierwszy był szczęśliwy i uśmiechał się znacząco natomiast ten drugi był w ponurym nastroju.
- Nie martw się Mark. To chwilowe rozwiązanie. Jesteś naszym jedynym bramkarzem - pocieszyła go Sienna, lecz na marne. 
- Zaczynamy drugą połowę! - ogłosił Chester, który pojawił się nie wiadomo skąd. 
- Wszyscy na pozycje - zawołał Jude - prowadzą pięcioma punktami, ale mamy jeszcze szansę wyrównać ten wynik.
- Właśnie - ucieszył się Kevin - nie zapominajcie, że tych lamusów jest trzech a nas jedenastu. 
- Troje - poprawił Steve - ale masz racje.
Gwizdek. Axel i Shawn przeszli do ataku. Bailong podążył w ich stronę, tuż za nim biegł Daxton.
- Podanie!  - Shawn podał piłkę do Xaviera. Chciał strzelić bramkę wraz z Axelem było to jednak zbyt ryzykowne gdy przeciwnicy napierali do nich z tak bliska. 
- Shawn możesz wykonać swoją technikę z Xavierem. Dacie radę - powiedział Axel.
- Ale... nie ćwiczyliśmy jej - wyraził swoje obawy Frost.
- Zaufaj mi.
Shawn nie był pewny, ale postanowił się poddać.
- Xavier!



- Co oni robią? - zdumiał się Mark - nie trenowali tego!
Jude również wyglądał na zaniepokojonego. Nie był fanem ćwiczeń na polu walki a już na pewno nie w takim momencie.
- Nie patrzę! - zawołała Sylvia z ławki.
Nelly zagryzła wargi. Katie była skupiona na meczu. Oglądała każdy detal dokładnie. Wiedziała, że im się uda. Mimo, że Xavier i Shawn nie ćwiczyli wcześniej tej techniki na pewno im się uda.
- Dalej chłopaki - wyszeptała drżącym głosem - wierzę w was.






- Gooooool! Strzał Frosta i Fostera zapewnił drużynie Raimona pierwszą bramkę!
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Nawet Jude lekko się uśmiechnął.
- Niewiarygodne! - krzyknął Mark - tak trzymać!
- Udało wam się - wycedził Bailong - ale to był ostatni raz.
- Jeszcze zobaczymy - powiedział Kevin i odebrał zaskoczonemu Bailongowi piłkę nim ten zdążył wykonać jakikolwiek ruch.
- Co do...
Kevin zaśmiał się szorstko i podał do Shawna, który tylko na to czekał.
- Smocza...
-...zamieć!
Kolejny strzał.
Daxton, który chciał obronić bramkę ledwo wyciągnął rękę w jej kierunku a piłka już była w siatce.
- Raimon się podnosi! - poinformował Chester - ale czy przebiją ten wynik? Zostało mało czasu do końca meczu a mają tylko dwa punkty!
- Aż dwa ty mądralo - warknął Kevin.
- Wyluzuj - pocieszył go Mark - damy radę!
Spojrzał w kierunku Jude'a który skinął głową. 
- Teraz!
Równocześnie w górę podskoczyli Jude, Mark i Axel kręcąc się w koło.
- Zabójcza formacja!
- Co jest! - Bailong zdenerwował się nie na żarty. - odsuń się ty durniu! Sam obronię naszą bramkę! - odepchnął brutalnie Daxtona i zasłonił bramkę własnym ciałem - nie uda się wam!
 Jednak udało. Kolejny punkt zawisł na tablicy Raimona.
- Niesamowite! - komentował Chester.
Tym razem Steve spróbował szczęścia i wymierzył piłką w kierunku bramki, ale Leah skutecznie mu to uniemożliwiła.
- Nie spiesz się tak.
- Co za pech! Piłka została odebrana!
- Nareszcie - ucieszył się Bailong. - naprzód!
Daxton, Bailong i Leah podskoczyli wysoko w górę i równocześnie kopnęli piłkę.
- Czarna przepaść!
Piłka zrobiła kilka obrotów w miejscu i pognała prosto do bramki, przy której czekał na nią już Hector.
- Boska ręka X ! 
- Śmieszne - żachnął się Daxton - myśli, że boską ręką zatrzyma nasz potężny cios.
Hector z całej siły napierał na piłkę, która popychała go do bramki. 
- Wytrzymaj - rzekł Nathan.
- Dasz radę...
Hector przyłożył drugą rękę i w ten sposób udało mu się zablokować ten strzał.
- CO?! - Bailong posiniał na twarzy.
- To nie jest zwykła boska ręka - powiedział Hector - to boska ręka X.
Mroczne Trio zgrzytało ze złości zębami. Drużyna Raimona cieszyła się, że nie stracili bramki, tylko Mark stał smutny. 'Ja bym tego nie obronił' - pomyślał smutno.
- Sharp gna w kierunku bramki przeciwnika, która jest całkowicie pusta.
- Szybko! - krzyknął Bailong - nie pozwólcie mu!
Leah i Daxton już biegli w jego stronę.
- Sienna!
Sienna kopnęła piłkę dokładnie w tym samym momencie co Jude.
- Przełom Inazumy!
Tym razem Daxton zdążył dobiec do bramki na czas i z powodzeniem ją kryć, jednak jego obrona okazała się niewystarczająca na tak silny cios i już po chwili Raimon zdobył kolejny punkt. 
- Zostało 5 minut do końca meczu, Raimon potrzebuje jeszcze jednego punktu by zremisować! 
- To niedorzeczne - rzekł Daxton - jak to możliwe, że się pozbierali?!
- Są silną drużyną - odpowiedział Bailong.
- Gdybyśmy mieli jedenastu graczy nie mieliby z nami szans - mruknęła Leah.
- Ale nie mamy! - wszedł jej w słowo Bailong - jest nas troje! Obiecaliśmy im, że nie mają z nami szans, że to wygramy i musimy dotrzymać słowa! Dalej! 
- Axel! 
Axel skinął głową i podbiegł do Nathana.
- Ognisty kogut!
Piłka w obłoku ognia wystrzeliła w kierunku bramki.
- Nie, nie , nieeeeee!
- Goooool! Mamy remis - oznajmił Chester.
Po twarzach zespołu Raimona przemknęły niewyraźne uśmiechy. Nikt nie był do końca pewny czy cieszyć się z remisu czy też nie.
- Głupcy - Bailong obraził swoich towarzyszy. - jesteście gorsi niż myślałem.
- O ile pamiętam - rzekł beznamiętnie Daxton - ty również nie strzeliłeś żadnej bramki w tej połowie.
- Zamknij się...
- Hej! - Mark podszedł do nich i wyciągnął rękę - gratuluje! To był świetny mecz.
- Nie ciesz się tak - burknęła Leah - remis nie oznacza dla was miejsca w Mistrzostwach.
- Co?
- To co słyszysz - powiedziała - w następnym meczu na pewno zwyciężymy. Przybędziemy w składzie jedenastu graczy i zmiażdżymy was jak króliki.
- Nie - odezwał się trener Hillman, który właśnie zmierzał w ich kierunku - nie będzie następnego meczu. To wasz koniec Mroczne Trio czy jak się tam nazywacie. Jedenastka Inazumy czyli obecny Raimon będzie reprezentował nasz kraj.
- Trenerze...
- Już postanowione.
Wszyscy zaczęli się cieszyć i wiwatować.
- To jeszcze nie koniec - powiedziała Leah i cała trójka zniknęła w czarnej tajemniczej mgle.

sobota, 11 listopada 2017

rozdział 15

rozdział 15


Mark nie był pewien czy dokonali odpowiedniego wyboru przyjmując Hectora do zespołu. Nie obawiał się go na boisku, wiedział, że jest on świetnym graczem. Chodziło raczej o to, że ci dwoje konkurowali ze sobą. Byli do siebie podobni pod względem osobowości, wyglądu i technik piłkarskich. Hector jako jedyny opanował boską rękę i pięść sprawiedliwości. Mark nie chciał nikomu tego przyznać, ale był o to trochę zazdrosny. Jeśli jednak spojrzeć na to z innej strony to przecież Hector nie będzie grał na pozycji bramkarza toteż jego miejsce nie będzie zagrożone.
- Witamy w zespole Hector - uśmiechnął się Mark i wyciągnął rękę.
- Dzięki - odrzekł Helio i uścisnął podaną mu dłoń - fajnie was widzieć.
Wszyscy wymruczeli coś w odpowiedzi.
- To co, zaczynamy trening? Przed nami ważny mecz.
 Na słowo 'trening' atmosfera nieco się rozluźniła i drużyna z wielkim entuzjazmem udała się na boisko. Podzielili się na dwie drużyny i grali przeciwko sobie. 
- A kto będzie bramkarzem? - spytał Steve - nie możemy wszyscy grać do jednej bramki.
- Ja mogę nim być - zgłosił się Hector.
- Świetny pomysł!
- Ech.. tak naprawdę doskonały - mruknął Mark, ale nikt go nie słyszał.
Gracze ustawili się na swoich pozycjach i na dźwięk gwizdka ruszyli do ataku. Axel podał do Shawna, który zaczął posuwać się w kierunku bramki. Z naprzeciwka biegł już do niego Hurley z zamiarem odebrania piłki.
- Nie sądzę - zaśmiał się Shawn i podał do Jude'a, który tylko na to czekał. 
- Nieźle - ocenił Hurley. 
Mark obserwował ich z bramki i zagrzewał do walki. Całkiem dobrze wychodziły im podania, uniki oraz drybling. 
- Nie może być inaczej, w końcu wygraliśmy strefę footballu - uśmiechnął się Mark.
Shawn i Axel wykonali swoją technikę i posłali piłkę prosto do bramki.
- Będzie gol - stwierdził Kevin.
Hector stał z zamkniętymi oczami i założonymi rękoma. Na jego twarzy widniał delikatny uśmieszek. Wszystkim wydawało się, że piłka już trafi gdy nagle Hector jednym zwinnym ruchem szybko ją zatrzymał.
- Co? - krzyknął Kevin wyraźnie zdenerwowany.
- Niemożliwe! - dodał Jude.
Hector uśmiechnął się jeszcze szerzej i podał piłkę do jednego ze swojej drużyny.
- Naprzód! 
- Jak on to zrobił? - zastanawiał się Mark. - wygląda jakby nie wymagało to od niego żadnej siły.
- Kevin, twoja!
Kevin już miał przechwycić piłkę gdy jakiś cień przebiegł mu przed oczami.
- Co jest?!
Tuż przed nim pojawiła się nieznajoma postać, która jedną nogę trzymała na jego piłce.
- Słabo - oceniła - jak na kogoś kto dostał się do światowych mistrzostw. 
- Niech ja cię... - Kevin już rwał się do walki, ale Steve w porę go przetrzymał.
- Wszyscy jesteście słabi - ciągnęła dalej nieznajoma postać w kapturze.
- Mówiłem ci - dodał nowy głos pochodzący z oddali.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak o białych włosach i czerwonych oczach stał na schodach i patrzył na nich z zażenowaniem i wielką pewnością siebie. 
- Ty jesteś Bailong - powiedział Jude - najlepszy napastnik w kraju. 
- Jude Sharp - Bailong wyszczerzył zęby.
- A kim jest twój przyjaciel? - Jude wskazał w kierunku zakapturzonej postaci.
- Również napastnikiem.
Jude warknął i zacisnął pięść.
- Nie kpij z nas - odezwał się Mark - kim jest? Jak się nazywa?
- Jestem Leah Santiago - przedstawiła się postać i zdjęła kaptur.
- Nie słyszałem o tobie - stwierdził Jude.
- Spokojnie, jeszcze usłyszysz - rzekła Leah i podeszła do Bailonga.
- A co ze mną? - odezwał się kolejny nieznany głos.
- Zapomniałem o tobie - przyznał Bailong.
- Ja też - dodała Leah i ziewnęła przeciągle.
- Specjalnie to robicie - zarzucił nowy głos - chcecie by tylko wam należały się laury.
To mówiąc nieznajomy zeskoczył na dół i odebrał Leah piłkę wystrzeliwując ją wysoko w powietrze.
- Mroczne widmo!
Piłka pociemniała i niczym torpeda poszybowała w kierunku Marka, który nie zdążył jej choćby dotknąć. Rzut był tak silny, że wypalił dziurę w bramce.
- Tak to się robi.
- Przestań się popisywać - powiedział spokojnie Bailong - wszystko psujesz.
- Może mi ktoś wyjaśnić co się tu dzieje?! - przerwał im Mark, który wciąż był oszołomiony ujrzanym strzałem.
- To bardzo proste - ciągnął białowłosy - Jestem Bailong. To jest Leah. A to - wskazał na nieznajomego - to jest Dexton. Jesteśmy Mrocznym trio, które przybyło tu, by was zniszczyć.
- Coś ty powiedział?! - Steve nie zdążył przytrzymać Kevina, który już biegł w kierunku Bailonga.
- To co słyszysz idioto.
- Zniszczymy was - kontynuowała Leah - i zajmiemy wasze miejsce w mistrzostwach światowych. Jesteśmy od was lepsi pod każdym względem.
- To może rozstrzygniemy to w meczu? - zaproponował Mark - okaże się kto jest lepszy.
- Strata czasu - westchnął Dexton - ale skoro nalegasz.
- To jutro. Czekamy na was i waszą drużynę...
- Nie - przerwał Bailong - teraz. Nie ma co czekać do jutra.
- Ale jest was troje...
- To w zupełności wystarczy - odezwała się Leah. - przyjmujecie wyzwanie lub też nie.
- Troje przeciw jedenastce? Zapowiada się ciekawy mecz. A może użyczyć wam kogoś z naszych graczy byście mieli równe szanse? - zakpił Nathan.
- Ja bym z nimi nie pogrywał - doradził mu Jude - nie wiadomo czego się po nich spodziewać.
Mark spojrzał na Bailonga. Coś w jego uśmiechu nakazywało mu się bać. Wiedział jednak, że nie może okazać najmniejszego objawu strachu. Dałby im w ten sposób przewagę, którą i tak już mieli.



- Przygotować się! - powiedziała Nelly trzymając gwizdek tuż przy ustach - zaczynamy!
- Co to ma znaczyć? - spytała cicho Sylvia siedząca na ławce obok Celii i Katie.
- To nie ma sensu... troje graczy chce pokonać tak silną drużynę jaką jest Raimon?
Ale już po chwili wszystko było jasne. Nie minęły dwie minuty jak Mroczne Trio uzyskało pierwszą bramkę.
- To niewiarygodne! - rzekł Mark.
Po chwili przeciwnicy zdobyli kolejne punkty i doszło do wyniku 5 do zera.
- Jak oni to robią?!
- To jest potęga Mrocznego Trio - zaśmiał się Bailong.
Raimon spojrzeli po sobie niewyraźnie. Wszyscy przeczuwali najgorsze. 

piątek, 27 października 2017

rozdział 14

rozdział 14


Gimnazjum Raimona wygrało turniej, który otworzył im drzwi do najważniejszych mistrzostw. Teraz będą reprezentować kraj. Grać z najlepszymi. Do tej pory nie mogli uwierzyć w swoje szczęście.
- Wiedziałem, że tak się stanie - powiedział wciąż jeszcze podekscytowany Mark - chłopaki, zrobiliśmy to!
 Na twarzach zawodników pojawiły się uśmiechy. Nawet Axel zdobył się na delikatny pełen uznania uśmiech.  Gracze planowali posiedzieć na trawniku przed szkołą, ale nie wytrzymali zbyt długo i już po chwili byli na boisku. Słońce świeciło tak wspaniale, że aż chciało się żyć a już na pewno grać. Nagle Mark dojrzał pewną postać, która zmierzała w ich stronę pewnym siebie krokiem. 
- Przecież to Byron! - rozpoznał Mark - Byron Love!
- Mark Evans - uśmiechnął się złotowłosy chłopak.
- Co słychać?
- Miewam się całkiem nieźle - odparł Byron - dziękuje.
- Co cię do nas sprowadza? - Mark trzymał piłkę w dłoniach więc uniemożliwiał innym kontynuacje gry. Chcąc nie chcąc wszyscy się im teraz przysłuchiwali z niemałym zainteresowaniem. 
- Przyszedłem sprawdzić jak idą postępy w drużynie Raimona.
- Świetnie - rzekł Mark - właśnie wygraliśmy...
- Wybacz, ale nie ciebie pytałem - wyjaśnił pokornie Byron.
- O... - speszył się Mark 
Pytanie było ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich skierowane do Axela. Byron przyglądał mu się tajemniczo z enigmatycznym uśmiechem na ustach.
- Całkiem nieźle - powiedział Axel.
- Słyszałem, że to ty byłeś tym, który strzelił zwycięską bramkę? 
- To dzięki pracy zespołowej - warknął Kevin, który aż się palił by coś powiedzieć.
- Och zapomniałem o tobie - rzekł Byron z udawanym żalem.
- Nie prowokuj mnie!
- Spokój Kevin - Steve przytrzymał przyjaciela za koszulę.
- Robi się późno - powiedział Mark, który przeczuwał kłopoty.
- Ach tak. Nie wyjawiłem rzeczywistego powodu mojej wizyty - uzmysłowił sobie Byron - zaczynacie krajowe mistrzostwa. Gratulacje. Jesteście silną drużyną. Ale dlaczego nie mielibyście być jeszcze silniejsi? Pozwólcie, że do was dołączę.
- Ty?! - Kevin mało nie wybuchnął śmiechem.
- Nie zniżę się do twego poziomu - oznajmił Byron - bogom takie zachowanie nie przystoi. Gdybym jednak był prymitywny powiedziałbym, że jesteś mocny tylko w gębie. 
- Coś ty powiedział?!
- Tak chłopaki - roześmiał się sztucznie Mark - na nas już pora. Rozważymy twoją propozycje. 
- Chcesz go przyjąć?! 
- Rozważymy - powtórzył Mark patrząc Kevinowi prosto w oczy.
- Oby pozytywnie - rzekł Byron - do zobaczenia Axel.
Drużyna Raimona udała się do swojego domku klubowego.
- Byron w zespole to nie taki zły pomysł - zastanowił się Jude - w końcu to naprawdę dobry gracz.
- Oszalałeś?! - Kevin poczerwieniał na twarzy ze złości - to były uczeń Darka!
- No właśnie! "Były" jak sam słusznie zauważyłeś - odezwał się Steve.
- Nie mówisz poważnie Evans - Kevin zwrócił się z pretensjami do Marka.
- Chłopaki - wtrąciła Katie.
Kevin i Mark spojrzeli na nią równocześnie.
- Nie zapominajcie, że mieliśmy rozważyć też kandydaturę Hectora...
To była prawda. Po wygranym meczu Hector był tak załamany tym, że nie dostał się do krajowych mistrzostw, że Mark, któremu było go ogromnie szkoda zlitował się i obiecał, że pomyśli nad przyjęciem go do swojej drużyny.
- Zupełnie o tym zapomniałem - przyznał Mark.
- Kolejny uczeń Darka! Z tym, że aktualny!
- Siedź cicho!
- Żaden z nich mi się nie podoba - Kevin nie dawał za wygraną.
- Każdy jest lepszy od Caleba - zauważył zgryźliwie Nathan.
- Uważaj Swift - Caleb posłał mu szydercze spojrzenie - obserwuje cię.
Nathan odpowiedział mu wzrokiem pełnym pogardy.
- Musimy zagłosować - postanowił Mark - albo jeszcze lepiej napiszmy na kartkach imię osoby, która ma być w zespole. Czy będzie to Hector Helio czy Byron Love.
 Zawodnicy pokiwali głowami i posłusznie zabrali się do pisania.
- Harley co ty tam tak długo robisz? - zdziwił się Mark.
- Rysuje podobiznę byś nie miał wątpliwości - wyjaśnił surfer.
Kapitan westchnął i zebrał od wszystkich kartki. Pierwsza, która wystawała mu z ręki była pusta. 
- Kto zostawił pustą kartkę? - oburzył się Mark - Kevin!
- Dlaczego myślisz, że to ja?
- A to nie ty?
- Ja. Ale mógł to być też ktoś inny.
Mark wziął dwa głębokie wdechy. 
- Napisz imię - podał mu kartkę.
- Nie chce żadnego z nich.
- To ja napisze za ciebie - zaproponowała Sylvia chcąc skusić Kevina do poddania się.
- Ty nie należysz do zespołu to jest nieformalnie - dodał widząc jej posmutniałe spojrzenie.
- Dobra niech będzie - niechętnie wziął kartkę i nagryzmolił na niej nazwisko, które bardziej mu odpowiadało z dwojga złego.
- Kochani! Mamy werdykt! - oznajmił Mark gdy parę minut później wraz z Celią i Sylvią przeliczyli głosy. - do naszego zespołu dołączy Hector!
Kilka głosów wyraziło głośny sprzeciw, kilka odetchnęło z ulgą.
- Jude, na kogo głosowałeś? - zagaił Mark gdy w domku klubowym zrobił się szum i miał pewność, że nikt ich nie podsłucha.
- Nie mogę ci powiedzieć - uśmiechnął się Jude.
- A Ty, Axel?
Również Axel nie chciał przyznać za kim był. Mark nie mógł rozszyfrować żadnego pisma, chyba wszyscy się zmówili, że będą pisać inaczej niż zwykle.

Mark wyszedł z klasy w towarzystwie Axela i jeszcze jednego znajomego gdy zobaczył Xaviera siedzącego samotnie pod ścianą.
- Dogonię was - powiedział do przyjaciół - hej Xavier, co się dzieje?
Xavier podniósł głowę i uśmiechnął się smutno.
- Nic takiego.
- Widzę, że coś jest nie tak - Mark usiadł obok niego.
- Mam wyrzuty sumienia. Z powodu meczu - wyjaśnił widząc pytające spojrzenie kolegi.
Mark nic nie odpowiedział. Nie chciał przyznać, ale był trochę zły na przyjaciela. Siedzieli w milczeniu i ciszy, która coraz bardziej się zacieśniała. Po chwili jednak Mark zaczął sobie coś uświadamiać.
' Niemożliwe by to właśnie Xavier zaproponował użycie zakazanej techniki. Nie on. '
- Xavier - Mark podniósł się z miejsca tak gwałtownie, że Xavier odruchowo się odsunął.  - powiedz mi szczerze co się wydarzyło podczas tego meczu!
Początkowo Xavier stawiał opory i nie chciał się zgodzić, ale Mark tak naciskał, ze ten w końcu uległ.

Podczas meczu podszedł do mnie Caleb.
- Ty Foster - zagaił - spójrz tylko na Sharpa. Wygląda na przygnębionego. Biedak... tak bardzo chciałby wygrać. Tak się starał! A tu wszystko na nic...
- Wszyscy się staraliśmy.
- Masz racje - zgodził się Caleb - ach... gdyby istniała technika która pozwoliłaby nam wygrać... 
- Przecież istnieje. Sam jej używałeś - przypomniałem mu.
- Rzeczywiście! - Caleb uderzył się w czoło - Jak mogłem zapomnieć?! Królewski pingwin numer 1! Idę powiedzieć Sharpowi. Ale zaraz... on pewnie nie będzie chciał słuchać..
- Może ja mu powiem - zaproponowałem. Dopiero potem dotarło do mnie jak głupio postąpiłem. Poszedłem do Jude'a i powiedziałem mu o zakazanej technice. 

- To wszystko moja wina..
- Nawet tak nie mów! - uniósł się Mark - jeśli mówić tu o czyjejś winie to ponosi ją tylko i wyłącznie Caleb.
- Nie...
- Tak! - wykrzyknął Mark - chodź! - pomógł przyjacielowi wstać - musimy powiedzieć o tym reszcie.

- Wiedziałem! - wybuchnął Kevin po tym jak Mark przedstawił im prawdziwą wersję wydarzeń.
- Wyrzućmy go z zespołu! Już dawno należało to zrobić!
- Nie działajmy pochopnie - rzekł Nathan.
- Co chcesz przez to powiedzieć?! - Kevin posiniał na twarzy - sam za nim nie przepadasz!
- Nathan ma racje - poparł przyjaciela Mark. - poza tym agresją nic nie zdziałamy.
- A ty Blaze? - Kevin spojrzał na stojącego w kącie Axela - zgadzasz się z tym?
- Szanuje Marka i jego decyzje - odparł nie otwierając oczu. 
- No jasne!
- Słuchajcie - podjął Mark - jakby nie było gdyby nie Caleb i jego pomysł nie wygralibyśmy meczu.
- A co powiesz o Stevie?
- To już inna historia.
Steve zaraz po meczu został przewieziony do szpitala, ale jak się okazało nic poważniejszego mu nie dolegało. 
- Jakby nie było miał swój rozum.
- Chciał wygrać! Poświecił się dla nas!
- Mi też nie jest z tym dobrze - powiedział MArk - ale myślę , że należy o tym zapomnieć i cieszyć się wygraną.
- Zapomnieć? Puścimy mu to płazem?!
- Nie. Tego nie powiedziałem. Samo to, że spotykamy się tu za jego plecami nie świadczy o nas dobrze. Caleb został już upomniany przez trenera Hillmana, który o wszystkim wie a mimo to nie wyrzucił go z zespołu.
- Gdzie on ma oczy!? 
- Caleb się poprawi - mówił Mark - wierzę w niego.
- Ty wierzysz we wszystkich - powiedział z pretensjami w głosie Kevin.
- Daj już spokój - uciął Nathan - robisz się męczący.
- Najważniejsze, że wiemy jak było i że to nie wina Xaviera.
Xavier uśmiechnął się z wdzięcznością.
- W porządku? - spytał z troską Shawn - wyglądasz na spiętego.
- Teraz jest dobrze - odpowiedział Xavier.
Katie spojrzała na nich i uśmiechnęła się.



wtorek, 24 października 2017

rozdział 13

rozdział 13


- Nie radzą sobie - stwierdziła chłodno Nelly obserwując jak Mały Gigant miażdży jej drużynę - nie chce na to patrzeć.
- To nie patrz - poradziła jej dobrotliwie Katie - ja w nich wierzę. Jestem pewna, że znajdą jakiś sposób by przebić się przez pułapki zastawione przez przeciwników.
- Za bardzo wierzysz w ludzi - powiedziała jej kuzynka - myśl realnie. Nie mamy szans na wygranie tego meczu.
Katie w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dłużej dyskutować. Sylvia i Celia, które siedziały obok siebie na ławce tylko spoglądały nerwowo na obie kuzynki. Były zdania, że nie jest to odpowiedni czas na kłótnie, ale bały się odezwać w obawie, że jeszcze bardziej rozjuszą Nelly.
- Poradzą sobie - rzekł trener Hillman, lecz bez większego przekonania - wiele ćwiczyli.
- Mały Gigant jak się okazuje też - zauważyła zgryźliwie Nelly.
- Pokładasz w nich zbyt małą nadzieje - odparł trener - zachowujesz się zupełnie inaczej niż twoja kuzynka.
 Nelly zastanowiła się nad tym. Katie stała teraz możliwie najbliżej murawy i dopingowała chłopców, którzy rzecz jasna jej nie słyszeli.
- Ona naprawdę w nich wierzy i nie są to tylko puste słowa. Postaraj się zrobić to samo.
- Tak, proszę pana.
Hillman uśmiechnął się do niej i pogładził delikatnie po włosach. Mimo wszystko Nelly nie potrafiła się przełamać. Wierzyła w to co widzi a widziała, że póki co dzieje się bardzo źle.
- Uwaga! - krzyknął Mark - nadchodzą! 
Istotnie, Mały Gigant, który właśnie był przy piłce nacierał na nich z całą siłą. 
- To niesamowite - zachwycał się spiker - Mały Gigant pruje z ogromną siłą! Czy Raimon będą w stanie zatrzymać ten atak?
- Obrońcy! - krzyknął Jude.
Shawn próbował jeszcze odebrać przeciwnikom piłkę, lecz bezskutecznie. Podawali ją oni do siebie przez co nikt nie miał jakichkolwiek szans na jej przejęcie.
- Śnieżny anioł - Shawn wykonał w powietrzu dwa skomplikowane ruchy i już po chwili gracz Małego Giganta stał zamrożony w wielkiej bryle lodu. Piłka potoczyła się z głuchym łoskotem i upadła na ziemię.
- Tak trzymaj Shawn! - cieszył się Mark.
- Frost przy piłce proszę państwa! Wchodzi właśnie na pole przeciwnika! Saito i Flare biegną w jego stronę. Czy odbiorą piłkę!?
- Nie masz szans! - wykrzyknął Goushu Flare z numerem 10.
- Jude! - Shawn w porę podał do przyjaciela. 
- Szybkie podanie do Sharpa! Dosłownie w ostatniej chwili. Sharp podaje do Stonewalla. Ten z kolei biegnie w kierunku bramki.
- Podaj! - zawołał Nathan do Caleba. Ten tylko wyszczerzył zęby i pobiegł dalej.
- Kretyn - mruknął Swift.
- Tutaj! - tym razem Kevin dał o sobie znać - podaj Stonewall!
- Zapomnij - rzucił Caleb roześmiany - sam sobie poradzę.
- Co ty robisz!? - krzyczał Mark. Wśród wrzawy panującej na trybunach ledwo go było słychać.
Caleb uniknął jednego z zawodników Małego Giganta i dalej biegł w kierunku bramki. 
- Co to drodzy państwo?! - emocjonował się spiker - czyżby Stonewall postawił na grę solową?! Lepiej niech się opanuje, bo szybko straci piłkę!
- Zamknij się - odpowiedział mu Caleb, choć oczywiście nikt go nie słyszał. Kilkoro przeciwników biegło w jego stronę. Dwóch bez problemu udało mu się wyminąć, natomiast przy pozostałych nie miał już szans.
- Co za szkoda! Stonewall stracił piłkę - poinformował smutno spiker.
- Co on wyprawia?! - denerwował się Kevin - gościu, dlaczego nie podajesz piłki?!
- Nie muszę ci odpowiadać - rzekł Caleb ze stoickim spokojem. Nie wyglądał na przejętego stratą, której doznał.
- Nie wygramy w ten sposób - powiedział Jude.
- Hę? - Axel spojrzał na przyjaciela.
- Mały Gigant zyskuje na tym, że współpracuje. Podają do siebie przez co nie mamy szans na odebranie im piłki. U nas każdy próbuje działać na własną rękę i to nas gubi.
- Masz racje - przyznał Axel, który doszedł do takich samych wniosków - ale nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać do końca pierwszej połowy.
- Tak - zgodził się Jude.
Gra toczyła się dalej. Widać było, że drużyna Raimona walczy ostatkiem sił w przeciwieństwie do Małego Giganta, który był w świetnej formie. 
- To katastrofa - Nelly była załamana.
- Przestań - powiedziała odważnie Sylvia wstając z miejsca. Ujrzała, że zaskoczyła przyjaciółkę i taki efekt właśnie zamierzała osiągnąć - zapominasz już ile meczy wygrali? Jak wiele razy myśleliśmy, że to już koniec a jednak wygrywali!
- To prawda! - zgodziła się Celia - zawsze im się udawało bez względu na wszystko! Teraz też tak będzie!
Gwiazdek sędziego przerwał tę rozmowę.
- Zmiana graczy! Za kontuzjowanego Frosta wejdzie Jack Wallside!
- Co?! - wykrzyknęły dziewczyny widząc jak Jude prowadzi rannego Shawna w ich stronę.
- Zajmijcie się nim - poprosił.
- Ale co się stało?
Jude odwrócił się i nic nie powiedział. Musiał wracać na boisko nie było więc czasu na wyjaśnienia.
- Jeden z członków Małego Giganta umyślnie używając wślizgu zamiast odebrać piłkę natarł na Shawna.
- Nic mi nie jest - odparł Shawn choć wyraz jego twarzy na to nie wskazywał - trenerze pozwól mi grać!
- Nie ma mowy - rzekł Hillman.
- Nie jest skręcona - oceniła Celia oglądając kostkę Frosta - ale poważnie się stłukła - prysnęła jakimś specyfikiem i przyłożyła lodu.
- Szkoda go - powiedział Harley obserwując zdarzenie z boiska - szkoda, że trafiło na Shawna a nie na ciebie - dodał oskarżycielsko spoglądając na Caleba.
Ten tylko wyszczerzył w odpowiedzi zęby i odwrócił się.
- Harley - upomniał go Jude - nie zniżaj się do jego poziomu.
- Tak, ale - Harley próbował się bronić, lecz widząc martwe spojrzenie Jude'a pokiwał głową - jasne.





- Chłopaki! Damy radę! - dopingował ich Mark.
- Pogrążasz się Evans - powiedział Hector - jesteście na straconej pozycji. Jeszcze tego nie widzisz?
- Mylisz się! - krzyknął bramkarz - wierzę w moją drużynę!
Zespół Raimona wymienił z sobą niemrawe spojrzenia.
- Mark w nas wierzy - powtórzył Steve.
- Zawsze tak było - dodał Jack u którego zbierały się już łzy wzruszenia.
- Tak - potwierdził Jude - pokażmy mu, że możemy wygrać!
- Taaaak!
W nieco lepszych nastrojach zawodnicy rozbiegli się po boisku. Wstąpił w nich nowy duch.
- Co? - zdziwił się Hector, którego zaskoczyła ta zmiana - niech was. Nie myślcie sobie, że nas pokonacie.
Raimon byli przy piłce. Nareszcie zaczęli ze sobą współpracować.
- Sienna!
- Jude!
- Kevin!
- Harley!
Harley się zawahał. Znowu powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu chwil. Wszyscy jego przyjaciele byli przez kogoś kryci. Oprócz Caleba.
- Podaj Kane! - zachęcał - na co czekasz?
Harley zacisnął zęby. Najchętniej sam pobiegłby z piłką dalej, ale wiedział, że nie może aż tak ryzykować. Nie chciał aby znów ją stracili tym bardziej, że tyle wysiłku kosztowało ich aby ją w końcu przechwycić.
- Niech cię, Stonewall - kopnął do Caleba.
Ten zaczął przesuwać się w kierunku bramki.
- Twoja, Jude!
Jude nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, był pewien, że Caleb poda do Axela, który poślę piłkę do bramki. Ale moment zaskoczenia trwał tylko chwilę. 
- Jude - to Sienna się odezwała.
Spojrzał na nią i skinął głową. Kopnął piłkę z całej siły w górę po czym sam podskoczył.
- Co on wyprawia? - zastanawiali się przyjaciele.
Tylko Mark zaczął przeczuwać o co w tym wszystkim chodzi.
Wraz z Judem w powietrze uniosła się również Sienna.
- Królewska piłka! 
Wokół nich pojawiła się wielka iluzja korony, przez którą z impetem przeleciała piłka.
- Nie ma mowy - Hector już był gotowy - boska ręka X !
Wszystkim zdawało się, że strzał już został zatrzymany, gdy nagle jego boska ręka rozbiła się w drobny mak posyłając Hectora wraz z piłką do siatki.
- Goooool! - wrzasnął spiker - Raimon w końcu zdobyli pierwszego gola! Tym samym wyrównali wynik!
- Nie ma się z czego cieszyć - Jude sprowadził ich na ziemię - to dopiero początek. Nie możemy pozwolić żeby ten wynik się utrzymał...
- I nie utrzyma się - uświadomił go Hector - do tej bramki nie wpadnie już żadna piłka.
Jude nie odpowiedział. Gwiazdek sędziego oznajmił koniec pierwszej połowy.
Każdy z wielką przyjemnością udał się w kierunku ławki gdzie czekały już na nich przygotowane ręczniki i butelki z wodą.
- Niezły strzał - pochwaliła Nelly - nie wiedziałam, że masz z Judem własną technikę.
- Ja też nie - odparła Sienna nabierając spory łyk wody.
- Chcesz mi powiedzieć, że to była improwizacja?!
- Nawet jeśli to bardzo udana - pojednał je trener Hillman - dzięki temu zdobyliśmy pierwszy punkt.
- Oni są bardzo mocną drużyną - rzekł Jude - powoli zaczynałem tracić nadzieje, że uda nam się ich rozbić.
Wszyscy pokiwali głowami w zrozumieniu.
- Ale - kontynuował Jude - są jednocześnie bardzo zgrani. W przeciwieństwie do nas - tu spojrzał na Caleba. Chcesz nam coś powiedzieć?
- Mam wiadomość od Joe'go i Davida - odparł czym zaskoczył wszystkich łącznie z trenerem Hillmanem - nigdy ci nie wybaczą tego, że odszedłeś z ich drużyny a ponadto tego, że zabrałeś ich kapitana.
- Sami mnie wyrzucili - powiedziała Sienna - nie mogą więc mieć pretensji.
Caleb wzruszył ramionami.
- Ja tam nic nie wiem - napił się wody.
- Czy ty nie próbujesz specjalnie nam czegoś wmówić? - wtrącił Mark.
- Co? - Caleb odstawił butelkę od twarzy.
- Uchylasz się od odpowiedzi - wyjaśnił - dlatego ja cię zapytam wprost. Co się z tobą dzieje!? Masz grać z nami a nie sam! To gra zespołowa!
- Dokładnie - powiedział Jude.
- I przestań się głupio uśmiechać - wyraził swoje obiekcje Harley. 
Ta rozmowa do niczego nie doprowadziła. Jude podszedł do Marka i wyszeptał mu coś do ucha. Kapitan przez chwilę się zastanawiał a potem skinął głową. 
- Zgoda - rzekł - Caleb, to moje oficjalne stanowisko w tej sprawie. Jeśli w ciągu tych 45 minut twoja gra się nie zmieni albo jeśli przez ciebie przegramy mecz, wylecisz z drużyny.
- Jak sobie chcecie - Caleb nie dał po sobie poznać, że się przejął.
- Jak on mnie wkurza! - krzyknął Kevin - nie wytrzymam! Trzymajcie mnie.
- Dobra - uciął Mark słysząc gwizdek - wracamy.




- Rozpoczynamy drugą połowę! Grę wznowi drużyna Małego Giganta!
- Co? - powiedział Jude i stanął jak wryty. Przeciwnicy zmienili taktykę. Teraz dwoje graczy podawało piłkę między sobą a pozostała ósemka skutecznie ich chroniła uniemożliwiając innym dostęp.
- Co jest? - krzyknął Mark - obrona! Przygotować się!
- Góry - wrzasnął Jack a tuż za nim wyrosły olbrzymie wzniesienia - poziom drugi!
Mimo, że strategia była świetna gracze z przeciwnej drużyny bez problemu przedostali się dalej.
- A-ale...
- Nie przejmuj się! - pocieszył go Mark. Był gotów przyjąć każdy cios.
- Co powiesz na to Evans? - troje zawodników Małego Giganta wyskoczyło w powietrze - potrójne uderzenie!
Piłka wleciała do bramki. Mark nawet nie zdążył jej dotknąć. Strzał był tak silny i tak szybki że nie pozostawił mu żadnego czasu reakcji.
- Goooool! Mały Gigant wychodzi na prowadzenie!!!
- Nieeee! - załamał się Kevin.
- Nie ma teraz na to czasu - uprzytomnił mu Jude - zostało go nie wiele do końca meczu.
Teraz każdy czuł na sobie pewien przygniatający ciężar. 
- Nie możemy doprowadzić do tego by sędzia zarządził dogrywkę.
- Fakt, zmiażdżyliby Marka w sekundę - powiedział smutno Steve.
Jude posłał mu złowrogie spojrzenie.
- Ale na szczęście do tego nie dojdzie, bo na to nie pozwolimy - poprawił się Grimm.
- Hej Jude - zagadnął Xavier - pamiętasz o zakazanej technice królewskiego pingwina, o której nam opowiadałeś?
- Nie ma mowy - powiedział Jude.
- To świetny pomysł - przyznał Kevin - stary! Tylko raz! Tu chodzi o nasze być albo nie być w krajowych mistrzostwach!
- Nie! - Jude podniósł głos - to niebezpieczne. I zakazane. Zabraniam wam!
Piłka toczyła się z jednego pola na drugie. Nikt nie chciał odpuścić. 
- Co za mecz - ekscytował się spiker - dawno takiego nie widziałem!
- Axel! - Jude podał do przyjaciela a ten używając swojej ognistej burzy skierował piłkę... do Xaviera.
- Co? - zdziwił się Mark - co on robi?
- Ognisty meteoryt! - Xavier wycelował piłkę prosto do bramki.
- Gooool ! Znów mamy remis drodzy państwo! A do końca meczu zostało już tylko 10 minut!~
- Teraz albo nigdy! - Steve wślizgiem odebrał piłkę przeciwnikowi i zagwizdał w dwa palce - królewski pingwin numer 1 !
- Nie! - krzyknął Jude, ale było już za późno.
Z ziemi wyrosły czerwone pingwiny, które kolejno zaczęły wrzynać się w nogę Steve'a. Chłopak zdusił w sobie krzyk i kopnął z całej siły, która mu została.
- Gooool! Gimnazjum Raimona wygrało! Raimon wchodzi do turnieju mistrzostw świata!
Ci, którzy nie byli świadkami rozmowy o użyciu zakazanej techniki byli wniebowzięci. Trener Hillman odetchnął z ulgą zaś dziewczyny rzuciły się sobie w ramiona.
- Wygraliśmy!





Mark z radości był gotów uścisnąć nawet Caleba. Nic nie mogło zepsuć mu tej radosnej chwili. A jednak. Emocje go opuściły gdy usłyszał nieprzyjemną rozmowę Jude'a ze Stevem, Kevinem, Calebem i Xavierem.
- Xavier, gdybyś nie przypomniał i nie zaczynał...
- Caleb chciał ci to powiedzieć - odparł Xavier - ale uznał, że nie będziesz chciał go słuchać.
- Ty za to - Jude spojrzał oskarżycielsko na Kevina - nie powinieneś był popierać tego pomysłu!
- Wrr.. - Kevin zazgrzytał zębami.
- O co ci chodzi, Jude? - spytał wesoło Steve - wykonałem technikę zakazanego pingwina i co z tego czuje się świetnie!
- Teraz czujesz się świetnie, za godzinę będziesz zwijał się z bólu! - Jude nigdy nie krzyczał.
- Nie wierzę - Mark podszedł do nich powolnym krokiem - nie wierzę, że to zrobiłeś Steve żeby wygrać.
- Ale Mark...
- Nie! Drużyna Raimona nie ucieka się do zakazanych technik by wygrać za wszelką cenę! To nie w naszym stylu! 
Steve opuścił głowę. Przestał się cieszyć z wygranej.
- Ma racje - powiedział Jude i odszedł za Markiem.
Mały Gigant do tej pory nie mógł uwierzyć w ten wynik. Wynik, który był negatywny dla ich drużyny. Najgorzej znosił to Hector jednak miał w sobie na tyle przyzwoitości by podejść do kapitana zespołu Raimona i mu pogratulować.
- Jesteście nieźli - przyznał podając mu rękę.
- Wy tak samo - zaśmiał się Mark i uścisnął ją
Trener Hillman spojrzał na Raya Darka, który siedział sztywno z pustym wyrazem twarzy. 
- Co kombinujesz Dark...
Jak by nie było Gimnazjum Raimona wygrało mecz. Przed nimi otworzyła się nowa ścieżka. Teraz będą musieli zmierzyć się z najlepszymi. Tylko czy im się to uda...






poniedziałek, 23 października 2017

inazuma drawings #

Nieskromnie przedstawię moje Inazumowe dzieła w tym wstępny szkic jak wygląda Katie Raimon
Może wkrótce uda mi się opracować także Siennę oraz nowe postacie, które mam zamiar wprowadzić;)










niedziela, 22 października 2017

rozdział 12

rozdział 12


- Mam nadzieje, że jesteś z siebie zadowolony, Joe? - spytał z wyrzutami Herman.
W Akademii Królewskiej panowała napięta atmosfera.
- Odwal się - mruknął Joe.
Nosił on teraz przepaskę kapitana, ale bynajmniej nie odczuwał z tego powodu dumy. Myślał, że będzie to proste zadanie, jednak okazało się inaczej. Jude czy Sienna zawsze mieli pomysł jakby tu podnieść morale drużyny czy poprawić ich dotychczasową technikę. Jeśli zaś chodziło o Joe'go nie był on w ogóle przygotowany na to by sprawować władzę lidera. Nie chciał się do tego przyznać. Odgryzał się za to niemiło każdemu kto próbował z nim porozmawiać.
- Może jeszcze nie jest za późno? - spytał Swing - może jeśli przeprosimy Siennę wróci ona do nas?
- Zapomnij o tym - uciął David - widziałem ją ostatnio. Gra teraz u boku Jude'a w drużynie Raimona.
Wszyscy spojrzeli zdumieni na przyjaciela, który oznajmił im tę zadziwiającą wiadomość. 
- Zdrada!
- Nie, dlaczego? - David wydawał się dziwnie spokojny - to wolny kraj, każdy może robić co chce.
- Nie wierzę, że cię to nie rusza - oznajmił chłodno Joe - nie zapominajmy też o tym, że ty również przez chwilę byłeś przyjacielem Raimona.
- Jeśli granie w dwóch drużynach jednocześnie tak nazywasz - zastanowił się David - Jude prosił mnie bym do nich dołączył. Został na stałe a nie grał tylko wtedy gdy tego potrzebują. Odmówiłem mu tłumacząc, że Królewscy są moją jedyną drużyną. Czy nie zasługuje na więcej szacunku?!
 Joe warknął przez zaciśnięte zęby.
- Nie zaczynaj ze mną Samford.
- Jesteś zły, bo nie masz pomysłu jak ulepszyć nasze techniki. Ot i cała filozofia. 
Pozostali członkowie zebrali się w kręgu wokół nich i przysłuchiwali tej wymianie zdań z szyderczymi uśmieszkami na ustach.
- Poradzę sobie - odciął się Joe - zobaczysz, to tylko kwestia czasu jak nasza drużyna stanie na szczycie. Znowu będziemy najlepsi w kraju a może i na świecie.
- Gadanie - stwierdził David poprawiając przepaskę na oku - tylko to potrafisz robić.
- Uważaj - ostrzegł go bramkarz - bo stracisz drugie oko.
- Więcej gadasz niż robisz. To jest twój problem.
- Ty - Joe nie wytrzymał i chwycił Davida za kołnierz koszulki - ja ci pokażę...
- Panowie - wtrącił się Herman - dlaczego nie załatwicie tego jak dżentelmeni?
Joe i David spojrzeli na niego jak gdyby powiedział najbardziej niedorzeczną rzecz świata.
- Trochę więcej klasy. Nie chcecie chyba żeby pisano o was w jutrzejszej gazecie?
- Kiedyś nazwa Akademii Królewskiej coś znaczyła - zauważył Bloom - teraz jesteśmy tylko jedną z przeciętnych drużyn o której niewielu już pamięta.
- Porobiło się ich zbyt wiele - powiedział Joe, który już ochłonął - odkąd Raimon zaczął odnosić same zwycięstwa nagle wszyscy chcą być tacy jak oni. W każdej szkole zebrała się grupka, która ma za marzenie stać się najlepszą drużyną piłkarską.
- Otóż to - rzekł Herman- pokażmy im, że Królewscy nadal trwają. Pokażmy, że nadal jesteśmy najlepsi!
Na twarzach zawodników pojawiły się nowe uśmiechy. Tym razem były one przebiegłe i cwane.
- Zróbmy to - dodał Joe i zaśmiał się szyderczo.





- Dzisiaj mecz ostateczny - Mark miał bardzo poważną minę - dajmy z siebie wszystko!
- Mam pytanie - oznajmił Kevin - czy do jedenastki, która dziś będzie grać zaliczasz Caleba?
Mark zamilkł. Temat Caleba Stonewall'a był bardzo delikatnym tematem, którego wolał nie poruszać. Ale pytanie padło i trzeba było na nie odpowiedzieć. Teraz oczy wszystkich skupione były na Marku.
- Ekhem... Tak wiecie... - kapitan wziął głęboki oddech - tak, Caleb zagra z nami w tym meczu. Wiem, że nie było go na żadnych ćwiczeniach, ale wciąż jest częścią zespołu. Poza tym ma się pojawić na dzisiejszej rozgrzewce. Będziecie wtedy mogli go o wszystko spytać.
 Nie wszystkich zadowoliła ta odpowiedź. Szczególnie Kevina, który łypał groźnie spod łba.
- Nasz trener ma nie po kolei w głowie - powiedział - po co w ogóle przyjmował do drużyny tego leszcza.
- Bo jestem dobrym graczem.
Oczy wszystkich skierowały się teraz na Caleba, który dumnym krokiem szedł w ich stronę.
- Witam. Jak się macie? 
- 'Jak się macie'? - Kevin już wychodził z siebie - to wszystko co masz nam do powiedzenia, baranie?
- Wyluzuj się troszkę, na pewno ci nie zaszkodzi - odparł spokojnie pewny siebie Caleb.
- Trzymajcie mnie, bo rozerwę tego pawiana na strzępy! - rwał się Kevin, ale Steve i Jack w porę go powstrzymali.
- Cisza! - zawołał Mark - panowie proszę. Skupmy się na meczu. Musimy współpracować.
- Ale z nim się nie da!!!
- A próbowałeś?
Kevin westchnął ociężale i skinął głową.
- Zgoda.
- I co mądralo, tak ciężko było? - szydził z niego Caleb.
- To się tyczy też ciebie, Stonewall - odezwał się Jude - zachowuj się. Wystarczy już tego.
- Oho - Caleb podniósł ręce w obronnym geście - były kapitan Akademii Królewskiej śmie zwracać mi uwagę? Toż to zaszczyt!
Jude warknął coś pod nosem, ale nic już nie powiedział. Sienna, która stała obok niego groźnie patrzyła na Caleba, gdy ten to spostrzegł od razu się uciszył.
- Dobra - Mark już był zmęczony - to jest oficjalna lista tych, którzy zagrają z Małym Gigantem i trzech rezerwowych. Sylvia? - podał dziewczynie kartkę żeby ta mogła ją odczytać.

Drużyna Raimon, która weźmie udział w grze finałowej

Na dole był stempel i podpis ich trenera, który osobiście zatwiedził ten skład. 


  1. Mark Evans - kapitan
  2. Nathan Swift
  3. Jude Sharp
  4. Kevin Dragonfly
  5. Axel Blaze
  6. Steve Grimm
  7. Harley Kane
  8. Caleb Stonewall
  9. Shawn Frost
  10. Sienna Ryder
  11. Xavier Foster
Lista Rezerwowych:

  1. Darren LaChance
  2. Jack Waldside
  3. Max Carson

- Wybrał Maxa w roli rezerwowego zamiast mnie? - spytał smutno Eric.
- Nie martw się stary - pocieszył go Bobby - mnie też nie ma w tym meczu.
Eric spojrzał na Bobby'ego z wdzięcznością. Byli przyjaciółmi od zawsze i nawet teraz Bobby go wspierał.
- Tak to rzeczywiście dziwne, biorąc pod uwagę, że Carson zapisał się do naszego klubu z nudów - zauważył zgryźliwie Kevin. 
- Odczep się - powiedział spokojnie Max - polubiłem piłkę.
- Tak samo mógłbyś polubić balet.
- Spokój! - Mark powoli tracił cierpliwość - dziękuje ci Sylvio.
- Oczywiście te numery nie są tymi, z którymi będziecie grać na koszulkach. - dodała Sylvia i posłusznie umilkła. 
- To nie stanowi problemu - zaśmiał się Mark, któremu wrócił dobry humor - zacznijmy ostatnie ćwiczenia przed tak ważnym meczem!
Po skończonych ćwiczeniach (Kevin w końcu dopadł Caleba i zdążył utrzeć mu nosa nim zostali rozdzieleni) wszyscy udali się do szatni, by przebrać się w świeże czyste stroje drużyny Raimona.
Mark, który właśnie zakładał opaskę kapitana spojrzał na Axela, który już gotowy siedział na ławce i wpatrywał się w srebrny medalion.
- Piękne - ocenił Mark - od kogo?
- Od Julii - odpowiedział. Uzmysłowił sobie, że Katie również była obecna przy wyborze tego prezentu, ale do tego już nie chciał się przyznać.
- Twoja siostra będzie na trybunach?
- Na pewno - Axel lekko się uśmiechnął i schował wisior za koszulkę.




Mark przeszedł się po szatni, by sprawdzić czy wszyscy są już gotowi (ominął Kevina i Caleba, którzy właśnie toczyli słowną walkę).
- Dziewczyny - zwrócił się do Sylvii i Celi - sprawdzałyście co z Sienną?
- Jest gotowa.
Oczywiście Sienna, jako jedyna dziewczyna w zespole Raimona miała oddzielną szatnię co było niemałym utrudnieniem dla Marka, gdyż musiał on co chwilę prosić którąś z dziewczyn by do niej zajrzała.
- Hej Shawn - Caleb, który już skończył z Kevinem teraz postanowił pognębić najmniej konfliktowego zawodnika - Mały Gigant to tylko nazwa.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł Shawn i już chciał odejść gdy wtem Caleb przytrzymał go za ramię.
- Mówię, że to tylko nazwa - wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu - tak naprawdę to są giganci. Potężni ludzie, którzy jedną ręką potrafią rozwalić kamień.
- Tak? - Shawn nie wydawał się zainteresowany. Próbował wyrwać ramię ze strasznego ucisku, ale z marnym skutkiem.
- Zastanawiam się - ciągnął dalej Caleb- jak ty dasz im radę z takim wzrostem. Jesteś najniższy z nas wszystkich. Rozgromią cię w ułamku sekundy.
- Stonewall - Mark nigdy nie zwracał się do swoich przyjaciół po nazwisku, ale sam już miał dość Caleba i jego irytującego zachowania - ostrzegam cię. Jeszcze słowo a nie postawisz nogi na murawie. 
- Nie możesz tego zrobić - zaśmiał się arogancko Caleb.
- Jest kapitanem więc może - oznajmił Jude, który właśnie do nich podszedł.
- Och zapomniałem. Przecież ty znasz prawa kapitana, sam nim kiedyś byłeś. 
- Dajcie już spokój - uciął Mark - nie czas na to.
- Gdybyśmy byli na morzu już bym cię utopił - odezwał się Harley. Jego poczucie humoru również się wypaliło, nie był jedynym, który miał dość złośliwego zachowania Caleba.
- Ale nie jesteśmy leszczu - odparował mu złośliwiec. - więc siedź cicho i się nie rzucaj.
Celia i Sylvia, które już od dłuższego czasu przysłuchiwały się całej rozmowie teraz zaklaskały głośno.
- No chłopcy! Już czas!
- Hej! - do szatni wbiegły Nelly i Katie - nie zgadniecie kogo widziałyśmy na trybunach! Zawodników Akademii Królewskiej! Są wszyscy!
- Świetnie! - ucieszył się Mark. Tylko Jude jakoś posmutniał. Niestety nikt tego nie zauważył. 
- Przeciwnik również już dotarł. A wraz z nim Ray Dark!
- Tym razem mecz odbywa się na powietrzu - powiedział kapitan - nie ma więc obaw, że coś nam spadnie na głowę.
- Zawsze może rozstąpić się ziemia - zauważył Xavier.
Mark posłał mu ironiczny uśmiech.
- Ustawiamy się! Mecz się zaczyna!
W parach na czele których kolejno stali Mark i Axel podążyli na murawę. Dziewczyny już siedziały na wyznaczonej przez trenera ławce skąd miały najlepszy widok.
- Boisz się? - spytał sarkastycznie Caleb, który szedł w parze z Nathanem.
- Nie rozmawiam z tobą - uciął tamten.
Na trybunach było pełno ludzi, którzy gwizdali, machali szalikami czy trzymali transparenty. Duża część z nich była przeznaczona dla Małego Giganta.
- Kapitanowie podać sobie ręce - powiedział sędzia.
Mark posłusznie wyciągnął rękę w stronę Hectora Helio. Ten uścisnął ją jak mu się zdawało niechętnie. Rzut monetą sędziego miał zadecydować o tym, która drużyna zaczyna grę.




Sędzia wskazał ręką na Marka.
- Gimnazjum Raimona rozpoczyna grę! - dało się słyszeć głos spikera - co to będzie za emocjonujący mecz! 
Gwizdek. Gra się zaczęła. Axel podał piłkę do Kevina, który od razu przeszedł do ataku.
- Xavier!
Xavier odebrał piłkę i już chciał ją podać do Jude'a gdy w ostatniej chwili się powstrzymał widząc, że przyjaciel jest dobrze kryty. Tak samo było z innymi.
- Foster ma niemały problem - ocenił spiker - nie ma do kogo podać!
- Tutaj Xavier! - Sienna pomachała do niego ręką pokazując, że jest zupełnie bezpieczna. Xavier kopnął do niej piłkę, już miała ją odebrać gdy przechwycił ją jeden z zawodników Małego Giganta.
- A to pech! Raimon stracił piłkę!
- To nic! - zawołał radośnie Mark ze swojej bramki - następnym razem nie pozwolimy na to!
Mały Gigant sprytnie podawał do siebie piłkę toteż Raimon ani razu nie miał okazji by ją odebrać.
- Są strasznie szybcy! - wydyszał Kevin.
- Tak - potwierdził Nathan - to dopiero początek gry a ja już nie mam siły.
- Chłopaki, co z wami?! - krzyczał Mark - nie pora na odpoczynek!!
- Ma racje.
- Idziemy!
Nathan i Kevin pomknęli czym prędzej w kierunku gracza, który miał piłkę, ten widząc natarcie na siebie dwóch zawodników szybko podał ją dalej.
- Niech to! - klął Kevin.
- Dragon Hill podaje celnie do Windy Fast - informował spiker - a co to? Piłka nareszcie zostaje im odebrana przez Sharpa z numerem 14!
 Rzeczywiście Jude zabrał im piłkę i teraz dryfował z nią w stronę bramki.
- Axel!
Axel odebrał podanie i wyskoczył w górę.
- Ognista burza!
Płomienie wystrzeliły w powietrze i teraz piłka z wielką siłą leciała w stronę bramki gdzie czekał już na nią Hector Helio.
- Helio się uśmiecha! - nadawał spiker - czy on..? Tak drodzy państwo, złapał to! Złapał z zadziwiającą łatwością!
- Co? - nie dowierzał Mark - zatrzymał ognistą burzę?
Wszyscy byli równie zaskoczeni. Hector zamachnął się i wysłał piłkę... prosto w kierunku Marka. Bramkarz ledwo ją złapał, zaledwie centymetry dzieliły go od przekroczenia wyznaczonej linii.
- Niemożliwe! - wysapał Kevin - rzucił piłką przez całe boisko i to z zadziwiającą siłą.
- Są lepsi niż myślałem - potwierdził Jude.
Mark wycelował piłkę do Harleya, który teraz pędził przez boisko. Znowu sytuacja się powtórzyła. Każdy zawodnik Raimona był kryty.
- Kane nie ma do kogo podać - dało się słyszeć głos spikera. - co więc zrobi?
- Tutaj Kane! - zawołał Caleb.
Harley się zawahał. Nie ufał mu, ale czy miał wyjście? Nie miał nikogo do kogo mógłby posłać piłkę.
- Niech cię Stonewall - piłka poszła w kierunku Caleba jednak Max Ride z Małego Giganta był szybszy.
- Orientuj się frajerze - zaśmiał się i czmychnął wraz z piłką.
- Gdzie ty masz oczy Stonewall - oskarżył go Harley.
- Wyglądało jakbyś zrobił to specjalnie!
- Tak, wiedziałem, że nie można ci ufać!
- Chłopaki! - krzyczał Mark - nie czas na dyskusje! 
Rzeczywiście, pięciu graczy zajadle ze sobą walczyło podczas gdy Mały Gigant zbliżał się do bramki gdzie stał Mark.
- Zabójczy cios!
Piłka wystrzeliła w kierunku Marka, który nie zdążył nawet się przygotować i wypowiedzieć swojej techniki. Już była w bramce/
- Gol! - krzyczał spiker - Mały Gigant zyskuje pierwszy punkt!
Jude spojrzał w kierunku Raya Darka, który siedział z założonymi rękami i złośliwie się uśmiechał.
Minęło dopiero 15 minut meczu, Mały Gigant już zyskał przewagę a zawodnicy drużyny Raimona byli kompletnie wyczerpani.
- Nie... - wyszeptał Mark, którego przeszły dreszcze - tylko nie to...












Inazuma w TV

Inazuma z polskim dubbingiem była przetłumaczona tylko do 26 odcinka tj pierwszy sezon. Po 6 latach stacja zdecydowała się ponownie przetłum...