rozdział 19
Jude siedział w swoim pokoju tak długo, że nie zauważył nawet kiedy całkowicie się ściemniło a jedynym światłem, które sprawiało, że mógł cokolwiek zobaczyć było delikatne światło księżyca.
Nie zwracał na to jednak uwagi, było mu obojętne wszystko co się wokół niego dzieje. Miał tyle zmartwień, że nawet największa katastrofa nie zmieniłaby jego podłego nastroju.
- Synu - do pokoju wszedł ojciec Jude'a choć formalnie nie był jego prawdziwą rodziną. - co się z tobą dzieje? Nie byłeś na kolacji.
- Nie jestem głodny - odparł grzecznie Jude.
Ojciec zignorował tę uwagę i usiadł na łóżku.
- Coś cię trapi - stwierdził - powiedz co to takiego.
- To nie ma znaczenia. Nie pomożesz mi.
- Jesteś pewien?
- Tak. Proszę tato, chciałbym zostać sam.
Pan Sharp uszanował tę wolę i opuścił pokój, zanim jednak wyszedł zatrzymał się przy drzwiach i powiedział:
- Pamiętaj, że zawsze jestem gotów by cię wysłuchać.
Jude już go nie słyszał. Ponownie zatopił się w swoich smutnych myślach.
Pani Evans była zdumiona gdy późnym wieczorem usłyszała dzwonek do drzwi. Podeszła mimo wszystko i otworzyła, gdyż ciekawość zwyciężyła.
- Axel? - nie kryła zdziwienia widząc najlepszego przyjaciela Marka.
- Dobry wieczór pani - ukłonił się grzecznie Axel - wiem, że jest późno, ale czy mógłbym pogadać z Markiem?
- Wiesz Axel... - Pani Evans nie była zachwycona tym pomysłem, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo w drzwiach pojawił się Mark.
- Axel! - ucieszył się - wejdź!
Pani Evans zazgrzytała zębami, ale pozwoliła na te późne odwiedziny uprzedzając jednak aby się streszczali. Axel obiecał, że będzie się spieszył, natomiast Mark tylko pokiwał głową z irytacją co miało znaczyć żeby mama przestała już przynosić mu wstyd. Pobiegli do pokoju Marka i zatrzasnęli za sobą drzwi.
- Co się stało? - Mark był najwyraźniej mocno podekscytowany.
- Nic - powiedział cicho Axel - martwię się o Jude'a. - dodał i zawiesił głowę.
Mark westchnął i usiadł obok przyjaciela.
- Tak. Zachowuje się ostatnio dziwnie.
- Myślę, że chce od nas odejść - powiedział Axel czym zaskoczył Marka całkowicie.
- Jak to?! - wykrzyknął i podniósł się gwałtownie z miejsca. - Niemożliwe! Mylisz się! Nie Jude!
Axel nic nie odpowiedział. Siedział chwilę w skupieniu i intensywnie o czymś myślał.
- Tak. Pewnie masz racje. Pójdę już.
- Axel!
Przyjaciel podniósł rękę na znak pożegnania i zniknął w drzwiach. Po chwili Mark usłyszał trzaśnięcie frontowych drzwi.
- Nie... - wciąż nie chciał przyjąć tego do świadomości - każdy, ale nie Jude.
Następnego dnia wszyscy punktualnie zjawili się na treningu, ale mimo to wyraźnie mieli złe humory.
- Co jest!? - spytał Mark - nie mogę grać w takich warunkach!
W ogóle nie dawał po sobie poznać, że obeszła go wczorajsza rozmowa z Axelem i że wciąż nieustannie o niej myśli.
- Hurley, co z tobą?
- Nic, kapitanie - odparł niemrawo Hurley.
- Daj spokój! - Mark powoli zaczynał się irytować - przecież widzę! Mów prawdę Hurley!
Surfer stał chwilę w niepewności. Postanowił być w porządku i wyznać Markowi co się dzieje.
- Nie mogę dłużej z wami grać. Moja szkoła mieści się mile od waszej i codzienne dojazdy wykańczają mnie bardziej niż cały ten trening.
Markowi opadła szczęka gdy to usłyszał.
- Kapitanie - odezwał się Shawn - ja też mam ten problem, chciałbym nadal uczęszczać do swojej szkoły w Hakuren.
- Podobnie ze mną - dodał cicho Xavier.
- Chłopaki! - Mark nie mógł w to uwierzyć - no co wy?! Gramy w jednej drużynie! Zapomnieliście o tym? A co z Reprezentacją? Co z finałami mistrzów?
- Na pewno jest mnóstwo innych chętnych.
- Co ty mówisz! Zostaliśmy wybrani!
Nie zdołał nikogo przekonać tym argumentem.
- Korzystając z okazji - wtrącił Jude - chciałbym coś ogłosić.
Mark nawet na niego nie spojrzał. Był już tak zdołowany, że nic go w tym dniu już nie zaskoczy.
- Odchodzę z drużyny. Wracam do Królewskich.
- CO?! - Mark upadł na ziemię - Jude!
- Przepraszam - powiedział Jude i odszedł.
Po chwili z murawy zniknęli także Hurley, Shawn i Xavier.
- Jest nas za mało - zauważył Max - co teraz będzie?
- Zamknij się - powiedział Kevin. Jemu również udzielił się podły nastrój.
- Mark, damy sobie radę - pocieszył przyjaciela Nathan. On jeden zdołał zachować dobry nastój.
Axel stał z założonymi rękami i od początku tej rozmowy nie odezwał się ani słowem.
- To koniec... Nie ma już Raimona.
- Nie mów tak, Mark!- Nathan powoli tracił cierpliwość - nie chcą to nie, albo uda nam się przekonać ich do powrotu albo znajdziemy nowych graczy!
- Tak - potwierdził Axel - zgadzam się z tym.
Mark dopiero teraz podniósł głowę i na niego spojrzał.
- Miałeś racje co do Jude'a.
- To już nieważne.
Mark leżał na murawie i tylko czuł na sobie gorące promienie słońca.
- Co tam się dzieje? - spytała Celia, która obserwowała wszystko wraz z dziewczynami, jednak nic nie usłyszały z rozmowy graczy.
- Celia, stąd niczego się nie dowiemy - uprzytomniała jej trzeźwo Nelly - idziemy.
- Czy na pewno powinnyśmy? - spytała Katie, ale kuzynka posłała jej takie spojrzenie, że nic już nie powiedziała. Na wszelki wypadek wolała jednak trzymać się z tyłu.
- Dlaczego nie gracie? - zadała twarde pytanie Nelly - wstawaj Evans, potem poleżysz!
- Zostało nas dwunastu - wycedził Mark.
- O czym ty gadasz Evans?
- Dwunastu łącznie z rezerwowymi... To koniec Raimona.
- Evans! - Nelly przestraszyła się nie na żarty.
- O czym on mówi? - Katie spytała Nathana. Ten streścił jej całą historię.
- To się nie dzieje naprawdę - Sylvia mało nie zemdlała.
- Mam tu notes - powiedziała Celia.
- Oszalałaś?! Na co nam teraz notes.
- Musimy myśleć trzeźwo - odparła zakładając okulary - zrobię starą listę członków drużyny, obecną oraz nową.
- Nową?! - spytali wszyscy chórem.
- Tak. Zaraz gracie w Reprezentacji. Musimy wziąć pod uwagę ewentualnych chętnych.
Lista prezentowała się następująco:
STARY SKŁAD DRUŻYNY RAIMON
- Mark Evans
- Nathan Swift
- Jack Waldside R
- Harley Kane
- xx
- Bobby Schiller R
- Eric Eagle R
- Caleb Stonewall R
- Shawn Froste
- Axel Blaze
- Max Carson
- Darren LaChance R
- Steve Grimm
- Jude Sharp
- xx
- Dave Stamford
- Kevin Dragonfly
- Xavier Foster
R- rezerwowy
OBECNY SKŁAD DRUŻYNY RAIMON
- Mark Evans
- Axel Blaze
- Max Carson
- Kevin Dragonfly
- Nathan Swift
- Eric Eaggle
- Bobby Schiller
- Darren LaChance
- Steve Grimm
- Jack Wallside
- Caleb Stonewall
- Jim Wright
- Co? - zdziwiła się Sylvia zerkając na listę - od kiedy Jim gra z nami?
- Powiedział, że zagra zawsze kiedy będziemy go potrzebować. - odpowiedział Mark.
Sylvia westchnęła i nic już nie powiedziała.
- Muszę was zmartwić, ale Eric chce wrócić do Ameryki.
- Co?! Dlaczego nic nie mówiłaś? - spytał Mark.
- Nie chciałam was wcześniej martwić...
- Za to teraz wybrałaś świetny moment by nam to powiedzieć - zauważył zgryźliwie Kevin.
- Dobra, wykreśli Erica, im szybciej będziemy wiedzieć na czym stoimy tym lepiej - rzekł Mark, któremu wszystko zaczynało robić się obojętne.
- Zauważyliście, że powoli zostaje cały nasz początkowy skład?
- Nie cieszyłbym się. A w ogóle gdzie jest Caleb? Widziałem go dziś.
- Pośmiał się z nas i wyszedł gdy uznał, że wszystko co było warte zobaczenia już się wydarzyło.
- Ale jest w drużynie?
- Mam nadzieje, że nie.
- Kevin!
- No co, Mark? Nie lubię go.
- Ty nikogo nie lubisz. Dobra, nieważne. Macie racje, trzeba się wziąć w garść i ustalić nowy skład. Ale nim to zrobimy pogadam ze starymi członkami drużyny i namówię ich do powrotu.
- Powodzenia!
Mark wziął dwa wdechy i podniósł się z murawy. W głowie mu się kręciło od tego wszystkiego, wiedział jednak, że nie ma czasu na użalanie się nad sobą mimo, że tak byłoby najłatwiej.
____________________
Zaczęłam ten rozdział okołlo 23.25 a kończę o 00.11 :D Szczęśliwego Nowego Roku^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz