piątek, 27 października 2017

rozdział 14

rozdział 14


Gimnazjum Raimona wygrało turniej, który otworzył im drzwi do najważniejszych mistrzostw. Teraz będą reprezentować kraj. Grać z najlepszymi. Do tej pory nie mogli uwierzyć w swoje szczęście.
- Wiedziałem, że tak się stanie - powiedział wciąż jeszcze podekscytowany Mark - chłopaki, zrobiliśmy to!
 Na twarzach zawodników pojawiły się uśmiechy. Nawet Axel zdobył się na delikatny pełen uznania uśmiech.  Gracze planowali posiedzieć na trawniku przed szkołą, ale nie wytrzymali zbyt długo i już po chwili byli na boisku. Słońce świeciło tak wspaniale, że aż chciało się żyć a już na pewno grać. Nagle Mark dojrzał pewną postać, która zmierzała w ich stronę pewnym siebie krokiem. 
- Przecież to Byron! - rozpoznał Mark - Byron Love!
- Mark Evans - uśmiechnął się złotowłosy chłopak.
- Co słychać?
- Miewam się całkiem nieźle - odparł Byron - dziękuje.
- Co cię do nas sprowadza? - Mark trzymał piłkę w dłoniach więc uniemożliwiał innym kontynuacje gry. Chcąc nie chcąc wszyscy się im teraz przysłuchiwali z niemałym zainteresowaniem. 
- Przyszedłem sprawdzić jak idą postępy w drużynie Raimona.
- Świetnie - rzekł Mark - właśnie wygraliśmy...
- Wybacz, ale nie ciebie pytałem - wyjaśnił pokornie Byron.
- O... - speszył się Mark 
Pytanie było ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich skierowane do Axela. Byron przyglądał mu się tajemniczo z enigmatycznym uśmiechem na ustach.
- Całkiem nieźle - powiedział Axel.
- Słyszałem, że to ty byłeś tym, który strzelił zwycięską bramkę? 
- To dzięki pracy zespołowej - warknął Kevin, który aż się palił by coś powiedzieć.
- Och zapomniałem o tobie - rzekł Byron z udawanym żalem.
- Nie prowokuj mnie!
- Spokój Kevin - Steve przytrzymał przyjaciela za koszulę.
- Robi się późno - powiedział Mark, który przeczuwał kłopoty.
- Ach tak. Nie wyjawiłem rzeczywistego powodu mojej wizyty - uzmysłowił sobie Byron - zaczynacie krajowe mistrzostwa. Gratulacje. Jesteście silną drużyną. Ale dlaczego nie mielibyście być jeszcze silniejsi? Pozwólcie, że do was dołączę.
- Ty?! - Kevin mało nie wybuchnął śmiechem.
- Nie zniżę się do twego poziomu - oznajmił Byron - bogom takie zachowanie nie przystoi. Gdybym jednak był prymitywny powiedziałbym, że jesteś mocny tylko w gębie. 
- Coś ty powiedział?!
- Tak chłopaki - roześmiał się sztucznie Mark - na nas już pora. Rozważymy twoją propozycje. 
- Chcesz go przyjąć?! 
- Rozważymy - powtórzył Mark patrząc Kevinowi prosto w oczy.
- Oby pozytywnie - rzekł Byron - do zobaczenia Axel.
Drużyna Raimona udała się do swojego domku klubowego.
- Byron w zespole to nie taki zły pomysł - zastanowił się Jude - w końcu to naprawdę dobry gracz.
- Oszalałeś?! - Kevin poczerwieniał na twarzy ze złości - to były uczeń Darka!
- No właśnie! "Były" jak sam słusznie zauważyłeś - odezwał się Steve.
- Nie mówisz poważnie Evans - Kevin zwrócił się z pretensjami do Marka.
- Chłopaki - wtrąciła Katie.
Kevin i Mark spojrzeli na nią równocześnie.
- Nie zapominajcie, że mieliśmy rozważyć też kandydaturę Hectora...
To była prawda. Po wygranym meczu Hector był tak załamany tym, że nie dostał się do krajowych mistrzostw, że Mark, któremu było go ogromnie szkoda zlitował się i obiecał, że pomyśli nad przyjęciem go do swojej drużyny.
- Zupełnie o tym zapomniałem - przyznał Mark.
- Kolejny uczeń Darka! Z tym, że aktualny!
- Siedź cicho!
- Żaden z nich mi się nie podoba - Kevin nie dawał za wygraną.
- Każdy jest lepszy od Caleba - zauważył zgryźliwie Nathan.
- Uważaj Swift - Caleb posłał mu szydercze spojrzenie - obserwuje cię.
Nathan odpowiedział mu wzrokiem pełnym pogardy.
- Musimy zagłosować - postanowił Mark - albo jeszcze lepiej napiszmy na kartkach imię osoby, która ma być w zespole. Czy będzie to Hector Helio czy Byron Love.
 Zawodnicy pokiwali głowami i posłusznie zabrali się do pisania.
- Harley co ty tam tak długo robisz? - zdziwił się Mark.
- Rysuje podobiznę byś nie miał wątpliwości - wyjaśnił surfer.
Kapitan westchnął i zebrał od wszystkich kartki. Pierwsza, która wystawała mu z ręki była pusta. 
- Kto zostawił pustą kartkę? - oburzył się Mark - Kevin!
- Dlaczego myślisz, że to ja?
- A to nie ty?
- Ja. Ale mógł to być też ktoś inny.
Mark wziął dwa głębokie wdechy. 
- Napisz imię - podał mu kartkę.
- Nie chce żadnego z nich.
- To ja napisze za ciebie - zaproponowała Sylvia chcąc skusić Kevina do poddania się.
- Ty nie należysz do zespołu to jest nieformalnie - dodał widząc jej posmutniałe spojrzenie.
- Dobra niech będzie - niechętnie wziął kartkę i nagryzmolił na niej nazwisko, które bardziej mu odpowiadało z dwojga złego.
- Kochani! Mamy werdykt! - oznajmił Mark gdy parę minut później wraz z Celią i Sylvią przeliczyli głosy. - do naszego zespołu dołączy Hector!
Kilka głosów wyraziło głośny sprzeciw, kilka odetchnęło z ulgą.
- Jude, na kogo głosowałeś? - zagaił Mark gdy w domku klubowym zrobił się szum i miał pewność, że nikt ich nie podsłucha.
- Nie mogę ci powiedzieć - uśmiechnął się Jude.
- A Ty, Axel?
Również Axel nie chciał przyznać za kim był. Mark nie mógł rozszyfrować żadnego pisma, chyba wszyscy się zmówili, że będą pisać inaczej niż zwykle.

Mark wyszedł z klasy w towarzystwie Axela i jeszcze jednego znajomego gdy zobaczył Xaviera siedzącego samotnie pod ścianą.
- Dogonię was - powiedział do przyjaciół - hej Xavier, co się dzieje?
Xavier podniósł głowę i uśmiechnął się smutno.
- Nic takiego.
- Widzę, że coś jest nie tak - Mark usiadł obok niego.
- Mam wyrzuty sumienia. Z powodu meczu - wyjaśnił widząc pytające spojrzenie kolegi.
Mark nic nie odpowiedział. Nie chciał przyznać, ale był trochę zły na przyjaciela. Siedzieli w milczeniu i ciszy, która coraz bardziej się zacieśniała. Po chwili jednak Mark zaczął sobie coś uświadamiać.
' Niemożliwe by to właśnie Xavier zaproponował użycie zakazanej techniki. Nie on. '
- Xavier - Mark podniósł się z miejsca tak gwałtownie, że Xavier odruchowo się odsunął.  - powiedz mi szczerze co się wydarzyło podczas tego meczu!
Początkowo Xavier stawiał opory i nie chciał się zgodzić, ale Mark tak naciskał, ze ten w końcu uległ.

Podczas meczu podszedł do mnie Caleb.
- Ty Foster - zagaił - spójrz tylko na Sharpa. Wygląda na przygnębionego. Biedak... tak bardzo chciałby wygrać. Tak się starał! A tu wszystko na nic...
- Wszyscy się staraliśmy.
- Masz racje - zgodził się Caleb - ach... gdyby istniała technika która pozwoliłaby nam wygrać... 
- Przecież istnieje. Sam jej używałeś - przypomniałem mu.
- Rzeczywiście! - Caleb uderzył się w czoło - Jak mogłem zapomnieć?! Królewski pingwin numer 1! Idę powiedzieć Sharpowi. Ale zaraz... on pewnie nie będzie chciał słuchać..
- Może ja mu powiem - zaproponowałem. Dopiero potem dotarło do mnie jak głupio postąpiłem. Poszedłem do Jude'a i powiedziałem mu o zakazanej technice. 

- To wszystko moja wina..
- Nawet tak nie mów! - uniósł się Mark - jeśli mówić tu o czyjejś winie to ponosi ją tylko i wyłącznie Caleb.
- Nie...
- Tak! - wykrzyknął Mark - chodź! - pomógł przyjacielowi wstać - musimy powiedzieć o tym reszcie.

- Wiedziałem! - wybuchnął Kevin po tym jak Mark przedstawił im prawdziwą wersję wydarzeń.
- Wyrzućmy go z zespołu! Już dawno należało to zrobić!
- Nie działajmy pochopnie - rzekł Nathan.
- Co chcesz przez to powiedzieć?! - Kevin posiniał na twarzy - sam za nim nie przepadasz!
- Nathan ma racje - poparł przyjaciela Mark. - poza tym agresją nic nie zdziałamy.
- A ty Blaze? - Kevin spojrzał na stojącego w kącie Axela - zgadzasz się z tym?
- Szanuje Marka i jego decyzje - odparł nie otwierając oczu. 
- No jasne!
- Słuchajcie - podjął Mark - jakby nie było gdyby nie Caleb i jego pomysł nie wygralibyśmy meczu.
- A co powiesz o Stevie?
- To już inna historia.
Steve zaraz po meczu został przewieziony do szpitala, ale jak się okazało nic poważniejszego mu nie dolegało. 
- Jakby nie było miał swój rozum.
- Chciał wygrać! Poświecił się dla nas!
- Mi też nie jest z tym dobrze - powiedział MArk - ale myślę , że należy o tym zapomnieć i cieszyć się wygraną.
- Zapomnieć? Puścimy mu to płazem?!
- Nie. Tego nie powiedziałem. Samo to, że spotykamy się tu za jego plecami nie świadczy o nas dobrze. Caleb został już upomniany przez trenera Hillmana, który o wszystkim wie a mimo to nie wyrzucił go z zespołu.
- Gdzie on ma oczy!? 
- Caleb się poprawi - mówił Mark - wierzę w niego.
- Ty wierzysz we wszystkich - powiedział z pretensjami w głosie Kevin.
- Daj już spokój - uciął Nathan - robisz się męczący.
- Najważniejsze, że wiemy jak było i że to nie wina Xaviera.
Xavier uśmiechnął się z wdzięcznością.
- W porządku? - spytał z troską Shawn - wyglądasz na spiętego.
- Teraz jest dobrze - odpowiedział Xavier.
Katie spojrzała na nich i uśmiechnęła się.



wtorek, 24 października 2017

rozdział 13

rozdział 13


- Nie radzą sobie - stwierdziła chłodno Nelly obserwując jak Mały Gigant miażdży jej drużynę - nie chce na to patrzeć.
- To nie patrz - poradziła jej dobrotliwie Katie - ja w nich wierzę. Jestem pewna, że znajdą jakiś sposób by przebić się przez pułapki zastawione przez przeciwników.
- Za bardzo wierzysz w ludzi - powiedziała jej kuzynka - myśl realnie. Nie mamy szans na wygranie tego meczu.
Katie w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dłużej dyskutować. Sylvia i Celia, które siedziały obok siebie na ławce tylko spoglądały nerwowo na obie kuzynki. Były zdania, że nie jest to odpowiedni czas na kłótnie, ale bały się odezwać w obawie, że jeszcze bardziej rozjuszą Nelly.
- Poradzą sobie - rzekł trener Hillman, lecz bez większego przekonania - wiele ćwiczyli.
- Mały Gigant jak się okazuje też - zauważyła zgryźliwie Nelly.
- Pokładasz w nich zbyt małą nadzieje - odparł trener - zachowujesz się zupełnie inaczej niż twoja kuzynka.
 Nelly zastanowiła się nad tym. Katie stała teraz możliwie najbliżej murawy i dopingowała chłopców, którzy rzecz jasna jej nie słyszeli.
- Ona naprawdę w nich wierzy i nie są to tylko puste słowa. Postaraj się zrobić to samo.
- Tak, proszę pana.
Hillman uśmiechnął się do niej i pogładził delikatnie po włosach. Mimo wszystko Nelly nie potrafiła się przełamać. Wierzyła w to co widzi a widziała, że póki co dzieje się bardzo źle.
- Uwaga! - krzyknął Mark - nadchodzą! 
Istotnie, Mały Gigant, który właśnie był przy piłce nacierał na nich z całą siłą. 
- To niesamowite - zachwycał się spiker - Mały Gigant pruje z ogromną siłą! Czy Raimon będą w stanie zatrzymać ten atak?
- Obrońcy! - krzyknął Jude.
Shawn próbował jeszcze odebrać przeciwnikom piłkę, lecz bezskutecznie. Podawali ją oni do siebie przez co nikt nie miał jakichkolwiek szans na jej przejęcie.
- Śnieżny anioł - Shawn wykonał w powietrzu dwa skomplikowane ruchy i już po chwili gracz Małego Giganta stał zamrożony w wielkiej bryle lodu. Piłka potoczyła się z głuchym łoskotem i upadła na ziemię.
- Tak trzymaj Shawn! - cieszył się Mark.
- Frost przy piłce proszę państwa! Wchodzi właśnie na pole przeciwnika! Saito i Flare biegną w jego stronę. Czy odbiorą piłkę!?
- Nie masz szans! - wykrzyknął Goushu Flare z numerem 10.
- Jude! - Shawn w porę podał do przyjaciela. 
- Szybkie podanie do Sharpa! Dosłownie w ostatniej chwili. Sharp podaje do Stonewalla. Ten z kolei biegnie w kierunku bramki.
- Podaj! - zawołał Nathan do Caleba. Ten tylko wyszczerzył zęby i pobiegł dalej.
- Kretyn - mruknął Swift.
- Tutaj! - tym razem Kevin dał o sobie znać - podaj Stonewall!
- Zapomnij - rzucił Caleb roześmiany - sam sobie poradzę.
- Co ty robisz!? - krzyczał Mark. Wśród wrzawy panującej na trybunach ledwo go było słychać.
Caleb uniknął jednego z zawodników Małego Giganta i dalej biegł w kierunku bramki. 
- Co to drodzy państwo?! - emocjonował się spiker - czyżby Stonewall postawił na grę solową?! Lepiej niech się opanuje, bo szybko straci piłkę!
- Zamknij się - odpowiedział mu Caleb, choć oczywiście nikt go nie słyszał. Kilkoro przeciwników biegło w jego stronę. Dwóch bez problemu udało mu się wyminąć, natomiast przy pozostałych nie miał już szans.
- Co za szkoda! Stonewall stracił piłkę - poinformował smutno spiker.
- Co on wyprawia?! - denerwował się Kevin - gościu, dlaczego nie podajesz piłki?!
- Nie muszę ci odpowiadać - rzekł Caleb ze stoickim spokojem. Nie wyglądał na przejętego stratą, której doznał.
- Nie wygramy w ten sposób - powiedział Jude.
- Hę? - Axel spojrzał na przyjaciela.
- Mały Gigant zyskuje na tym, że współpracuje. Podają do siebie przez co nie mamy szans na odebranie im piłki. U nas każdy próbuje działać na własną rękę i to nas gubi.
- Masz racje - przyznał Axel, który doszedł do takich samych wniosków - ale nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać do końca pierwszej połowy.
- Tak - zgodził się Jude.
Gra toczyła się dalej. Widać było, że drużyna Raimona walczy ostatkiem sił w przeciwieństwie do Małego Giganta, który był w świetnej formie. 
- To katastrofa - Nelly była załamana.
- Przestań - powiedziała odważnie Sylvia wstając z miejsca. Ujrzała, że zaskoczyła przyjaciółkę i taki efekt właśnie zamierzała osiągnąć - zapominasz już ile meczy wygrali? Jak wiele razy myśleliśmy, że to już koniec a jednak wygrywali!
- To prawda! - zgodziła się Celia - zawsze im się udawało bez względu na wszystko! Teraz też tak będzie!
Gwiazdek sędziego przerwał tę rozmowę.
- Zmiana graczy! Za kontuzjowanego Frosta wejdzie Jack Wallside!
- Co?! - wykrzyknęły dziewczyny widząc jak Jude prowadzi rannego Shawna w ich stronę.
- Zajmijcie się nim - poprosił.
- Ale co się stało?
Jude odwrócił się i nic nie powiedział. Musiał wracać na boisko nie było więc czasu na wyjaśnienia.
- Jeden z członków Małego Giganta umyślnie używając wślizgu zamiast odebrać piłkę natarł na Shawna.
- Nic mi nie jest - odparł Shawn choć wyraz jego twarzy na to nie wskazywał - trenerze pozwól mi grać!
- Nie ma mowy - rzekł Hillman.
- Nie jest skręcona - oceniła Celia oglądając kostkę Frosta - ale poważnie się stłukła - prysnęła jakimś specyfikiem i przyłożyła lodu.
- Szkoda go - powiedział Harley obserwując zdarzenie z boiska - szkoda, że trafiło na Shawna a nie na ciebie - dodał oskarżycielsko spoglądając na Caleba.
Ten tylko wyszczerzył w odpowiedzi zęby i odwrócił się.
- Harley - upomniał go Jude - nie zniżaj się do jego poziomu.
- Tak, ale - Harley próbował się bronić, lecz widząc martwe spojrzenie Jude'a pokiwał głową - jasne.





- Chłopaki! Damy radę! - dopingował ich Mark.
- Pogrążasz się Evans - powiedział Hector - jesteście na straconej pozycji. Jeszcze tego nie widzisz?
- Mylisz się! - krzyknął bramkarz - wierzę w moją drużynę!
Zespół Raimona wymienił z sobą niemrawe spojrzenia.
- Mark w nas wierzy - powtórzył Steve.
- Zawsze tak było - dodał Jack u którego zbierały się już łzy wzruszenia.
- Tak - potwierdził Jude - pokażmy mu, że możemy wygrać!
- Taaaak!
W nieco lepszych nastrojach zawodnicy rozbiegli się po boisku. Wstąpił w nich nowy duch.
- Co? - zdziwił się Hector, którego zaskoczyła ta zmiana - niech was. Nie myślcie sobie, że nas pokonacie.
Raimon byli przy piłce. Nareszcie zaczęli ze sobą współpracować.
- Sienna!
- Jude!
- Kevin!
- Harley!
Harley się zawahał. Znowu powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu chwil. Wszyscy jego przyjaciele byli przez kogoś kryci. Oprócz Caleba.
- Podaj Kane! - zachęcał - na co czekasz?
Harley zacisnął zęby. Najchętniej sam pobiegłby z piłką dalej, ale wiedział, że nie może aż tak ryzykować. Nie chciał aby znów ją stracili tym bardziej, że tyle wysiłku kosztowało ich aby ją w końcu przechwycić.
- Niech cię, Stonewall - kopnął do Caleba.
Ten zaczął przesuwać się w kierunku bramki.
- Twoja, Jude!
Jude nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, był pewien, że Caleb poda do Axela, który poślę piłkę do bramki. Ale moment zaskoczenia trwał tylko chwilę. 
- Jude - to Sienna się odezwała.
Spojrzał na nią i skinął głową. Kopnął piłkę z całej siły w górę po czym sam podskoczył.
- Co on wyprawia? - zastanawiali się przyjaciele.
Tylko Mark zaczął przeczuwać o co w tym wszystkim chodzi.
Wraz z Judem w powietrze uniosła się również Sienna.
- Królewska piłka! 
Wokół nich pojawiła się wielka iluzja korony, przez którą z impetem przeleciała piłka.
- Nie ma mowy - Hector już był gotowy - boska ręka X !
Wszystkim zdawało się, że strzał już został zatrzymany, gdy nagle jego boska ręka rozbiła się w drobny mak posyłając Hectora wraz z piłką do siatki.
- Goooool! - wrzasnął spiker - Raimon w końcu zdobyli pierwszego gola! Tym samym wyrównali wynik!
- Nie ma się z czego cieszyć - Jude sprowadził ich na ziemię - to dopiero początek. Nie możemy pozwolić żeby ten wynik się utrzymał...
- I nie utrzyma się - uświadomił go Hector - do tej bramki nie wpadnie już żadna piłka.
Jude nie odpowiedział. Gwiazdek sędziego oznajmił koniec pierwszej połowy.
Każdy z wielką przyjemnością udał się w kierunku ławki gdzie czekały już na nich przygotowane ręczniki i butelki z wodą.
- Niezły strzał - pochwaliła Nelly - nie wiedziałam, że masz z Judem własną technikę.
- Ja też nie - odparła Sienna nabierając spory łyk wody.
- Chcesz mi powiedzieć, że to była improwizacja?!
- Nawet jeśli to bardzo udana - pojednał je trener Hillman - dzięki temu zdobyliśmy pierwszy punkt.
- Oni są bardzo mocną drużyną - rzekł Jude - powoli zaczynałem tracić nadzieje, że uda nam się ich rozbić.
Wszyscy pokiwali głowami w zrozumieniu.
- Ale - kontynuował Jude - są jednocześnie bardzo zgrani. W przeciwieństwie do nas - tu spojrzał na Caleba. Chcesz nam coś powiedzieć?
- Mam wiadomość od Joe'go i Davida - odparł czym zaskoczył wszystkich łącznie z trenerem Hillmanem - nigdy ci nie wybaczą tego, że odszedłeś z ich drużyny a ponadto tego, że zabrałeś ich kapitana.
- Sami mnie wyrzucili - powiedziała Sienna - nie mogą więc mieć pretensji.
Caleb wzruszył ramionami.
- Ja tam nic nie wiem - napił się wody.
- Czy ty nie próbujesz specjalnie nam czegoś wmówić? - wtrącił Mark.
- Co? - Caleb odstawił butelkę od twarzy.
- Uchylasz się od odpowiedzi - wyjaśnił - dlatego ja cię zapytam wprost. Co się z tobą dzieje!? Masz grać z nami a nie sam! To gra zespołowa!
- Dokładnie - powiedział Jude.
- I przestań się głupio uśmiechać - wyraził swoje obiekcje Harley. 
Ta rozmowa do niczego nie doprowadziła. Jude podszedł do Marka i wyszeptał mu coś do ucha. Kapitan przez chwilę się zastanawiał a potem skinął głową. 
- Zgoda - rzekł - Caleb, to moje oficjalne stanowisko w tej sprawie. Jeśli w ciągu tych 45 minut twoja gra się nie zmieni albo jeśli przez ciebie przegramy mecz, wylecisz z drużyny.
- Jak sobie chcecie - Caleb nie dał po sobie poznać, że się przejął.
- Jak on mnie wkurza! - krzyknął Kevin - nie wytrzymam! Trzymajcie mnie.
- Dobra - uciął Mark słysząc gwizdek - wracamy.




- Rozpoczynamy drugą połowę! Grę wznowi drużyna Małego Giganta!
- Co? - powiedział Jude i stanął jak wryty. Przeciwnicy zmienili taktykę. Teraz dwoje graczy podawało piłkę między sobą a pozostała ósemka skutecznie ich chroniła uniemożliwiając innym dostęp.
- Co jest? - krzyknął Mark - obrona! Przygotować się!
- Góry - wrzasnął Jack a tuż za nim wyrosły olbrzymie wzniesienia - poziom drugi!
Mimo, że strategia była świetna gracze z przeciwnej drużyny bez problemu przedostali się dalej.
- A-ale...
- Nie przejmuj się! - pocieszył go Mark. Był gotów przyjąć każdy cios.
- Co powiesz na to Evans? - troje zawodników Małego Giganta wyskoczyło w powietrze - potrójne uderzenie!
Piłka wleciała do bramki. Mark nawet nie zdążył jej dotknąć. Strzał był tak silny i tak szybki że nie pozostawił mu żadnego czasu reakcji.
- Goooool! Mały Gigant wychodzi na prowadzenie!!!
- Nieeee! - załamał się Kevin.
- Nie ma teraz na to czasu - uprzytomnił mu Jude - zostało go nie wiele do końca meczu.
Teraz każdy czuł na sobie pewien przygniatający ciężar. 
- Nie możemy doprowadzić do tego by sędzia zarządził dogrywkę.
- Fakt, zmiażdżyliby Marka w sekundę - powiedział smutno Steve.
Jude posłał mu złowrogie spojrzenie.
- Ale na szczęście do tego nie dojdzie, bo na to nie pozwolimy - poprawił się Grimm.
- Hej Jude - zagadnął Xavier - pamiętasz o zakazanej technice królewskiego pingwina, o której nam opowiadałeś?
- Nie ma mowy - powiedział Jude.
- To świetny pomysł - przyznał Kevin - stary! Tylko raz! Tu chodzi o nasze być albo nie być w krajowych mistrzostwach!
- Nie! - Jude podniósł głos - to niebezpieczne. I zakazane. Zabraniam wam!
Piłka toczyła się z jednego pola na drugie. Nikt nie chciał odpuścić. 
- Co za mecz - ekscytował się spiker - dawno takiego nie widziałem!
- Axel! - Jude podał do przyjaciela a ten używając swojej ognistej burzy skierował piłkę... do Xaviera.
- Co? - zdziwił się Mark - co on robi?
- Ognisty meteoryt! - Xavier wycelował piłkę prosto do bramki.
- Gooool ! Znów mamy remis drodzy państwo! A do końca meczu zostało już tylko 10 minut!~
- Teraz albo nigdy! - Steve wślizgiem odebrał piłkę przeciwnikowi i zagwizdał w dwa palce - królewski pingwin numer 1 !
- Nie! - krzyknął Jude, ale było już za późno.
Z ziemi wyrosły czerwone pingwiny, które kolejno zaczęły wrzynać się w nogę Steve'a. Chłopak zdusił w sobie krzyk i kopnął z całej siły, która mu została.
- Gooool! Gimnazjum Raimona wygrało! Raimon wchodzi do turnieju mistrzostw świata!
Ci, którzy nie byli świadkami rozmowy o użyciu zakazanej techniki byli wniebowzięci. Trener Hillman odetchnął z ulgą zaś dziewczyny rzuciły się sobie w ramiona.
- Wygraliśmy!





Mark z radości był gotów uścisnąć nawet Caleba. Nic nie mogło zepsuć mu tej radosnej chwili. A jednak. Emocje go opuściły gdy usłyszał nieprzyjemną rozmowę Jude'a ze Stevem, Kevinem, Calebem i Xavierem.
- Xavier, gdybyś nie przypomniał i nie zaczynał...
- Caleb chciał ci to powiedzieć - odparł Xavier - ale uznał, że nie będziesz chciał go słuchać.
- Ty za to - Jude spojrzał oskarżycielsko na Kevina - nie powinieneś był popierać tego pomysłu!
- Wrr.. - Kevin zazgrzytał zębami.
- O co ci chodzi, Jude? - spytał wesoło Steve - wykonałem technikę zakazanego pingwina i co z tego czuje się świetnie!
- Teraz czujesz się świetnie, za godzinę będziesz zwijał się z bólu! - Jude nigdy nie krzyczał.
- Nie wierzę - Mark podszedł do nich powolnym krokiem - nie wierzę, że to zrobiłeś Steve żeby wygrać.
- Ale Mark...
- Nie! Drużyna Raimona nie ucieka się do zakazanych technik by wygrać za wszelką cenę! To nie w naszym stylu! 
Steve opuścił głowę. Przestał się cieszyć z wygranej.
- Ma racje - powiedział Jude i odszedł za Markiem.
Mały Gigant do tej pory nie mógł uwierzyć w ten wynik. Wynik, który był negatywny dla ich drużyny. Najgorzej znosił to Hector jednak miał w sobie na tyle przyzwoitości by podejść do kapitana zespołu Raimona i mu pogratulować.
- Jesteście nieźli - przyznał podając mu rękę.
- Wy tak samo - zaśmiał się Mark i uścisnął ją
Trener Hillman spojrzał na Raya Darka, który siedział sztywno z pustym wyrazem twarzy. 
- Co kombinujesz Dark...
Jak by nie było Gimnazjum Raimona wygrało mecz. Przed nimi otworzyła się nowa ścieżka. Teraz będą musieli zmierzyć się z najlepszymi. Tylko czy im się to uda...






poniedziałek, 23 października 2017

inazuma drawings #

Nieskromnie przedstawię moje Inazumowe dzieła w tym wstępny szkic jak wygląda Katie Raimon
Może wkrótce uda mi się opracować także Siennę oraz nowe postacie, które mam zamiar wprowadzić;)










niedziela, 22 października 2017

rozdział 12

rozdział 12


- Mam nadzieje, że jesteś z siebie zadowolony, Joe? - spytał z wyrzutami Herman.
W Akademii Królewskiej panowała napięta atmosfera.
- Odwal się - mruknął Joe.
Nosił on teraz przepaskę kapitana, ale bynajmniej nie odczuwał z tego powodu dumy. Myślał, że będzie to proste zadanie, jednak okazało się inaczej. Jude czy Sienna zawsze mieli pomysł jakby tu podnieść morale drużyny czy poprawić ich dotychczasową technikę. Jeśli zaś chodziło o Joe'go nie był on w ogóle przygotowany na to by sprawować władzę lidera. Nie chciał się do tego przyznać. Odgryzał się za to niemiło każdemu kto próbował z nim porozmawiać.
- Może jeszcze nie jest za późno? - spytał Swing - może jeśli przeprosimy Siennę wróci ona do nas?
- Zapomnij o tym - uciął David - widziałem ją ostatnio. Gra teraz u boku Jude'a w drużynie Raimona.
Wszyscy spojrzeli zdumieni na przyjaciela, który oznajmił im tę zadziwiającą wiadomość. 
- Zdrada!
- Nie, dlaczego? - David wydawał się dziwnie spokojny - to wolny kraj, każdy może robić co chce.
- Nie wierzę, że cię to nie rusza - oznajmił chłodno Joe - nie zapominajmy też o tym, że ty również przez chwilę byłeś przyjacielem Raimona.
- Jeśli granie w dwóch drużynach jednocześnie tak nazywasz - zastanowił się David - Jude prosił mnie bym do nich dołączył. Został na stałe a nie grał tylko wtedy gdy tego potrzebują. Odmówiłem mu tłumacząc, że Królewscy są moją jedyną drużyną. Czy nie zasługuje na więcej szacunku?!
 Joe warknął przez zaciśnięte zęby.
- Nie zaczynaj ze mną Samford.
- Jesteś zły, bo nie masz pomysłu jak ulepszyć nasze techniki. Ot i cała filozofia. 
Pozostali członkowie zebrali się w kręgu wokół nich i przysłuchiwali tej wymianie zdań z szyderczymi uśmieszkami na ustach.
- Poradzę sobie - odciął się Joe - zobaczysz, to tylko kwestia czasu jak nasza drużyna stanie na szczycie. Znowu będziemy najlepsi w kraju a może i na świecie.
- Gadanie - stwierdził David poprawiając przepaskę na oku - tylko to potrafisz robić.
- Uważaj - ostrzegł go bramkarz - bo stracisz drugie oko.
- Więcej gadasz niż robisz. To jest twój problem.
- Ty - Joe nie wytrzymał i chwycił Davida za kołnierz koszulki - ja ci pokażę...
- Panowie - wtrącił się Herman - dlaczego nie załatwicie tego jak dżentelmeni?
Joe i David spojrzeli na niego jak gdyby powiedział najbardziej niedorzeczną rzecz świata.
- Trochę więcej klasy. Nie chcecie chyba żeby pisano o was w jutrzejszej gazecie?
- Kiedyś nazwa Akademii Królewskiej coś znaczyła - zauważył Bloom - teraz jesteśmy tylko jedną z przeciętnych drużyn o której niewielu już pamięta.
- Porobiło się ich zbyt wiele - powiedział Joe, który już ochłonął - odkąd Raimon zaczął odnosić same zwycięstwa nagle wszyscy chcą być tacy jak oni. W każdej szkole zebrała się grupka, która ma za marzenie stać się najlepszą drużyną piłkarską.
- Otóż to - rzekł Herman- pokażmy im, że Królewscy nadal trwają. Pokażmy, że nadal jesteśmy najlepsi!
Na twarzach zawodników pojawiły się nowe uśmiechy. Tym razem były one przebiegłe i cwane.
- Zróbmy to - dodał Joe i zaśmiał się szyderczo.





- Dzisiaj mecz ostateczny - Mark miał bardzo poważną minę - dajmy z siebie wszystko!
- Mam pytanie - oznajmił Kevin - czy do jedenastki, która dziś będzie grać zaliczasz Caleba?
Mark zamilkł. Temat Caleba Stonewall'a był bardzo delikatnym tematem, którego wolał nie poruszać. Ale pytanie padło i trzeba było na nie odpowiedzieć. Teraz oczy wszystkich skupione były na Marku.
- Ekhem... Tak wiecie... - kapitan wziął głęboki oddech - tak, Caleb zagra z nami w tym meczu. Wiem, że nie było go na żadnych ćwiczeniach, ale wciąż jest częścią zespołu. Poza tym ma się pojawić na dzisiejszej rozgrzewce. Będziecie wtedy mogli go o wszystko spytać.
 Nie wszystkich zadowoliła ta odpowiedź. Szczególnie Kevina, który łypał groźnie spod łba.
- Nasz trener ma nie po kolei w głowie - powiedział - po co w ogóle przyjmował do drużyny tego leszcza.
- Bo jestem dobrym graczem.
Oczy wszystkich skierowały się teraz na Caleba, który dumnym krokiem szedł w ich stronę.
- Witam. Jak się macie? 
- 'Jak się macie'? - Kevin już wychodził z siebie - to wszystko co masz nam do powiedzenia, baranie?
- Wyluzuj się troszkę, na pewno ci nie zaszkodzi - odparł spokojnie pewny siebie Caleb.
- Trzymajcie mnie, bo rozerwę tego pawiana na strzępy! - rwał się Kevin, ale Steve i Jack w porę go powstrzymali.
- Cisza! - zawołał Mark - panowie proszę. Skupmy się na meczu. Musimy współpracować.
- Ale z nim się nie da!!!
- A próbowałeś?
Kevin westchnął ociężale i skinął głową.
- Zgoda.
- I co mądralo, tak ciężko było? - szydził z niego Caleb.
- To się tyczy też ciebie, Stonewall - odezwał się Jude - zachowuj się. Wystarczy już tego.
- Oho - Caleb podniósł ręce w obronnym geście - były kapitan Akademii Królewskiej śmie zwracać mi uwagę? Toż to zaszczyt!
Jude warknął coś pod nosem, ale nic już nie powiedział. Sienna, która stała obok niego groźnie patrzyła na Caleba, gdy ten to spostrzegł od razu się uciszył.
- Dobra - Mark już był zmęczony - to jest oficjalna lista tych, którzy zagrają z Małym Gigantem i trzech rezerwowych. Sylvia? - podał dziewczynie kartkę żeby ta mogła ją odczytać.

Drużyna Raimon, która weźmie udział w grze finałowej

Na dole był stempel i podpis ich trenera, który osobiście zatwiedził ten skład. 


  1. Mark Evans - kapitan
  2. Nathan Swift
  3. Jude Sharp
  4. Kevin Dragonfly
  5. Axel Blaze
  6. Steve Grimm
  7. Harley Kane
  8. Caleb Stonewall
  9. Shawn Frost
  10. Sienna Ryder
  11. Xavier Foster
Lista Rezerwowych:

  1. Darren LaChance
  2. Jack Waldside
  3. Max Carson

- Wybrał Maxa w roli rezerwowego zamiast mnie? - spytał smutno Eric.
- Nie martw się stary - pocieszył go Bobby - mnie też nie ma w tym meczu.
Eric spojrzał na Bobby'ego z wdzięcznością. Byli przyjaciółmi od zawsze i nawet teraz Bobby go wspierał.
- Tak to rzeczywiście dziwne, biorąc pod uwagę, że Carson zapisał się do naszego klubu z nudów - zauważył zgryźliwie Kevin. 
- Odczep się - powiedział spokojnie Max - polubiłem piłkę.
- Tak samo mógłbyś polubić balet.
- Spokój! - Mark powoli tracił cierpliwość - dziękuje ci Sylvio.
- Oczywiście te numery nie są tymi, z którymi będziecie grać na koszulkach. - dodała Sylvia i posłusznie umilkła. 
- To nie stanowi problemu - zaśmiał się Mark, któremu wrócił dobry humor - zacznijmy ostatnie ćwiczenia przed tak ważnym meczem!
Po skończonych ćwiczeniach (Kevin w końcu dopadł Caleba i zdążył utrzeć mu nosa nim zostali rozdzieleni) wszyscy udali się do szatni, by przebrać się w świeże czyste stroje drużyny Raimona.
Mark, który właśnie zakładał opaskę kapitana spojrzał na Axela, który już gotowy siedział na ławce i wpatrywał się w srebrny medalion.
- Piękne - ocenił Mark - od kogo?
- Od Julii - odpowiedział. Uzmysłowił sobie, że Katie również była obecna przy wyborze tego prezentu, ale do tego już nie chciał się przyznać.
- Twoja siostra będzie na trybunach?
- Na pewno - Axel lekko się uśmiechnął i schował wisior za koszulkę.




Mark przeszedł się po szatni, by sprawdzić czy wszyscy są już gotowi (ominął Kevina i Caleba, którzy właśnie toczyli słowną walkę).
- Dziewczyny - zwrócił się do Sylvii i Celi - sprawdzałyście co z Sienną?
- Jest gotowa.
Oczywiście Sienna, jako jedyna dziewczyna w zespole Raimona miała oddzielną szatnię co było niemałym utrudnieniem dla Marka, gdyż musiał on co chwilę prosić którąś z dziewczyn by do niej zajrzała.
- Hej Shawn - Caleb, który już skończył z Kevinem teraz postanowił pognębić najmniej konfliktowego zawodnika - Mały Gigant to tylko nazwa.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł Shawn i już chciał odejść gdy wtem Caleb przytrzymał go za ramię.
- Mówię, że to tylko nazwa - wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu - tak naprawdę to są giganci. Potężni ludzie, którzy jedną ręką potrafią rozwalić kamień.
- Tak? - Shawn nie wydawał się zainteresowany. Próbował wyrwać ramię ze strasznego ucisku, ale z marnym skutkiem.
- Zastanawiam się - ciągnął dalej Caleb- jak ty dasz im radę z takim wzrostem. Jesteś najniższy z nas wszystkich. Rozgromią cię w ułamku sekundy.
- Stonewall - Mark nigdy nie zwracał się do swoich przyjaciół po nazwisku, ale sam już miał dość Caleba i jego irytującego zachowania - ostrzegam cię. Jeszcze słowo a nie postawisz nogi na murawie. 
- Nie możesz tego zrobić - zaśmiał się arogancko Caleb.
- Jest kapitanem więc może - oznajmił Jude, który właśnie do nich podszedł.
- Och zapomniałem. Przecież ty znasz prawa kapitana, sam nim kiedyś byłeś. 
- Dajcie już spokój - uciął Mark - nie czas na to.
- Gdybyśmy byli na morzu już bym cię utopił - odezwał się Harley. Jego poczucie humoru również się wypaliło, nie był jedynym, który miał dość złośliwego zachowania Caleba.
- Ale nie jesteśmy leszczu - odparował mu złośliwiec. - więc siedź cicho i się nie rzucaj.
Celia i Sylvia, które już od dłuższego czasu przysłuchiwały się całej rozmowie teraz zaklaskały głośno.
- No chłopcy! Już czas!
- Hej! - do szatni wbiegły Nelly i Katie - nie zgadniecie kogo widziałyśmy na trybunach! Zawodników Akademii Królewskiej! Są wszyscy!
- Świetnie! - ucieszył się Mark. Tylko Jude jakoś posmutniał. Niestety nikt tego nie zauważył. 
- Przeciwnik również już dotarł. A wraz z nim Ray Dark!
- Tym razem mecz odbywa się na powietrzu - powiedział kapitan - nie ma więc obaw, że coś nam spadnie na głowę.
- Zawsze może rozstąpić się ziemia - zauważył Xavier.
Mark posłał mu ironiczny uśmiech.
- Ustawiamy się! Mecz się zaczyna!
W parach na czele których kolejno stali Mark i Axel podążyli na murawę. Dziewczyny już siedziały na wyznaczonej przez trenera ławce skąd miały najlepszy widok.
- Boisz się? - spytał sarkastycznie Caleb, który szedł w parze z Nathanem.
- Nie rozmawiam z tobą - uciął tamten.
Na trybunach było pełno ludzi, którzy gwizdali, machali szalikami czy trzymali transparenty. Duża część z nich była przeznaczona dla Małego Giganta.
- Kapitanowie podać sobie ręce - powiedział sędzia.
Mark posłusznie wyciągnął rękę w stronę Hectora Helio. Ten uścisnął ją jak mu się zdawało niechętnie. Rzut monetą sędziego miał zadecydować o tym, która drużyna zaczyna grę.




Sędzia wskazał ręką na Marka.
- Gimnazjum Raimona rozpoczyna grę! - dało się słyszeć głos spikera - co to będzie za emocjonujący mecz! 
Gwizdek. Gra się zaczęła. Axel podał piłkę do Kevina, który od razu przeszedł do ataku.
- Xavier!
Xavier odebrał piłkę i już chciał ją podać do Jude'a gdy w ostatniej chwili się powstrzymał widząc, że przyjaciel jest dobrze kryty. Tak samo było z innymi.
- Foster ma niemały problem - ocenił spiker - nie ma do kogo podać!
- Tutaj Xavier! - Sienna pomachała do niego ręką pokazując, że jest zupełnie bezpieczna. Xavier kopnął do niej piłkę, już miała ją odebrać gdy przechwycił ją jeden z zawodników Małego Giganta.
- A to pech! Raimon stracił piłkę!
- To nic! - zawołał radośnie Mark ze swojej bramki - następnym razem nie pozwolimy na to!
Mały Gigant sprytnie podawał do siebie piłkę toteż Raimon ani razu nie miał okazji by ją odebrać.
- Są strasznie szybcy! - wydyszał Kevin.
- Tak - potwierdził Nathan - to dopiero początek gry a ja już nie mam siły.
- Chłopaki, co z wami?! - krzyczał Mark - nie pora na odpoczynek!!
- Ma racje.
- Idziemy!
Nathan i Kevin pomknęli czym prędzej w kierunku gracza, który miał piłkę, ten widząc natarcie na siebie dwóch zawodników szybko podał ją dalej.
- Niech to! - klął Kevin.
- Dragon Hill podaje celnie do Windy Fast - informował spiker - a co to? Piłka nareszcie zostaje im odebrana przez Sharpa z numerem 14!
 Rzeczywiście Jude zabrał im piłkę i teraz dryfował z nią w stronę bramki.
- Axel!
Axel odebrał podanie i wyskoczył w górę.
- Ognista burza!
Płomienie wystrzeliły w powietrze i teraz piłka z wielką siłą leciała w stronę bramki gdzie czekał już na nią Hector Helio.
- Helio się uśmiecha! - nadawał spiker - czy on..? Tak drodzy państwo, złapał to! Złapał z zadziwiającą łatwością!
- Co? - nie dowierzał Mark - zatrzymał ognistą burzę?
Wszyscy byli równie zaskoczeni. Hector zamachnął się i wysłał piłkę... prosto w kierunku Marka. Bramkarz ledwo ją złapał, zaledwie centymetry dzieliły go od przekroczenia wyznaczonej linii.
- Niemożliwe! - wysapał Kevin - rzucił piłką przez całe boisko i to z zadziwiającą siłą.
- Są lepsi niż myślałem - potwierdził Jude.
Mark wycelował piłkę do Harleya, który teraz pędził przez boisko. Znowu sytuacja się powtórzyła. Każdy zawodnik Raimona był kryty.
- Kane nie ma do kogo podać - dało się słyszeć głos spikera. - co więc zrobi?
- Tutaj Kane! - zawołał Caleb.
Harley się zawahał. Nie ufał mu, ale czy miał wyjście? Nie miał nikogo do kogo mógłby posłać piłkę.
- Niech cię Stonewall - piłka poszła w kierunku Caleba jednak Max Ride z Małego Giganta był szybszy.
- Orientuj się frajerze - zaśmiał się i czmychnął wraz z piłką.
- Gdzie ty masz oczy Stonewall - oskarżył go Harley.
- Wyglądało jakbyś zrobił to specjalnie!
- Tak, wiedziałem, że nie można ci ufać!
- Chłopaki! - krzyczał Mark - nie czas na dyskusje! 
Rzeczywiście, pięciu graczy zajadle ze sobą walczyło podczas gdy Mały Gigant zbliżał się do bramki gdzie stał Mark.
- Zabójczy cios!
Piłka wystrzeliła w kierunku Marka, który nie zdążył nawet się przygotować i wypowiedzieć swojej techniki. Już była w bramce/
- Gol! - krzyczał spiker - Mały Gigant zyskuje pierwszy punkt!
Jude spojrzał w kierunku Raya Darka, który siedział z założonymi rękami i złośliwie się uśmiechał.
Minęło dopiero 15 minut meczu, Mały Gigant już zyskał przewagę a zawodnicy drużyny Raimona byli kompletnie wyczerpani.
- Nie... - wyszeptał Mark, którego przeszły dreszcze - tylko nie to...












sobota, 21 października 2017

rozdział 11

rozdział 11


Katie była prze szczęśliwa. W końcu udało jej się porozmawiać z Axelem. I pomyśleć, że to wszystko było zasługą jednego przypadku. Gdyby nie spotkała jego siostry i nie nawiązała  z nią nici porozumienia prawdopodobnie ciągle tkwiłaby w tym samym martwym punkcie. Właściwie to nie mógł być przypadek, przecież one nie istnieją. Tak musiało być. Uśmiechnęła się do siebie i usiadła przy toaletce. Rozwiązała włosy i zaczęła przeczesywać je szczotką. Tak rozmarzoną zastała ją Nelly, która właśnie weszła do pokoju.
- Co ci się stało? - uniosła gniewnie brwi - wyglądasz inaczej.
- Co? - Katie dopiero po chwili zdała sobie sprawę z jej obecności - ach to ty.
- Tak, to ja - uświadomiła ją Nelly - wiem już skąd znam tę dziewczynkę. Tę, którą widziałyśmy razem przy jednej z wystaw sklepowych. To siostra Blaze'a. 
Katie zastanawiała się przez moment czy wyjawić kuzynce prawdę o tym co się wczoraj wydarzyło. Uznała jednak, że ta nie była by zadowolona postanowiła więc milczeć.
- Tak...?
- Tak. I lepiej żebyś więcej nie próbowała się z nią kontaktować.
- Dlaczego? - spytała Katie od niechcenia.
- Axel jest na jej punkcie bardzo drażliwy. Nie chciałby żeby ktoś oprócz niego zaskarbił sobie jej przyjaźń.
 ' A to ciekawe - pomyślała Katie - nie wyglądał na kogoś kto jest zły o to, że rozmawiam z jego siostrą. Wręcz przeciwnie. 
- Nie ma sprawy - ucięła Katie i odłożyła szczotkę - późno już. Położę się dziś wcześniej. 
- Już sobie idę, zapytam cię tylko jeszcze... Wyznałaś już prawdę drużynie Małego Giganta?
Katie zdusiła w sobie niemy okrzyk zaskoczenia.
- Nie...
- Więc zrób to jak najszybciej. Jeśli dowiedzą się, że byłaś ich szpiegiem nigdy nam tego nie wybaczą. Powiedz im jako Anne, że rezygnujesz z funkcji ich menadżera. Jak najszybciej. Dobranoc. - Nelly wyszła z pokoju i zgasiła światło. Katie siedziała sama w ciemności coraz bardziej załamana. Wszystko robię nie tak' - pomyślała.


- Helio! - gwizdek trenera przywołał Hectora, który właśnie obronił strzał jednego z swoich przyjaciół.
- Trenerze?!
- Do mnie! 
Hector posłusznie opuścił boisko. 
- Słuchaj chłopcze. Ostatnio nie widujemy tu naszej przyjaciółki. Wiesz o kim mówię?
- Anne Miller.
- Dokładnie. Wiesz co się z nią dzieje?
Chłopak nie był pewny czy powiedzieć prawdę. 
- Tak - przyznał - to nie jest żadna Anne Miller, tylko Katie Raimon. Trzyma się z drużyną Raimona a do nas dołączyła tylko po to by zyskać informacje na nasz temat.
- Raimon powiadasz? - trener zamyślił się - ale czy na pewno Katie? Nie przypadkiem Nelly?
Teraz Hector był zbity z pantałyku. 
- Eee... nie. Katie. Jestem pewien.
- No cóż. Niech tak będzie. Nic się nie martw. Jesteśmy nie do pokonania. 
- Jasne, trenerze.
-Wracaj na boisko, młody.
- Tak, proszę pana.
Trener zapadł w letarg i przestał obserwować grę swoich podopiecznych. ' To zmienia postać rzeczy ' - pomyślał - będę musiał bliżej się temu przyjrzeć.
- Chłopcy! - zagwizdał do nich - kontynuujcie. Ja niedługo do was wrócę.
- Dokąd się trener wybiera?
- Nie twój interes głupi... eee... to znaczy.. nic takiego. Czekajcie na mnie! - pomachał im i oddalił się.
Mały Gigant stał w bezruchu całkowicie zaskoczony zachowaniem trenera. Hector przywołał ich do porządku.
- Słyszeliście co powiedział trener? Gramy!


W tym samym czasie gimnazjum Raimona również rozgrywało mecz.
- Coraz lepiej Shawn! - zachwalał przyjaciela Mark - ty też Nathan!
Chłopcy uśmiechnęli się w odpowiedzi. 
- Jude! - Mark skierował się w stronę przyjaciela - a co z tobą? 
- Popatrz - Jude zniżył głos do szeptu. Mark posłusznie podążył wzrokiem za jego ręką - tam za drzewami.
- Nie może być! - krzyknął bramkarz a Jude szybko zasłonił mu usta.
- Ciszej! Niech nie wie, że go widzimy.
- Przecież to Ray Dark! Co on tu robi?
- Szpieguje - powiedział Axel, który również do nich dołączył.
- Ma na sobie gwizdek i stój trenera!
- Na pewno przewodzi którąś z drużyn. Tylko którą?
Teraz wszyscy zgromadzili się wokół nich.
- On? - zdziwiła się Katie - przecież to trener Małego Giganta.
- CO?! - wykrzyknęli wszyscy razem - dlaczego nic nie mówiłaś?!
Teraz z kolei Katie nic nie zrozumiała.
- Zapomniałem - Mark uderzył się w czoło - przecież ty go nie znasz.
Kapitan westchnął i opowiedział dziewczynie całą historię zaczynając od tego jak Dark był trenerem Królewskich a potem próbował ich zgładzić za pomocą metalowych belek.
- To zły człowiek - podsumował Jude.
- Musimy mieć się na baczności - dodał Mark - ale przez to nasz mecz z Małym Gigantem będzie jeszcze lepszy!
- Dark z pewnością wyszkolił tę drużynę najlepiej jak tylko potrafił - ocenił Jude - wobec tego możemy mieć pewność, że łatwo nie będzie.
- Zapominasz, że tu chodzi o zabawę!- wtrącił kapitan. - będzie ubaw!
- Mark - tym razem głos zabrał Axel - ten mecz zadecyduje o tym czy wejdziemy do reprezentacji kraju. To już nie jest zabawa.
- Ma racje - powiedział Kevin. Pozostali członkowie mu przytaknęli.
- A-ale - próbował bronić się Mark.
- Wiem, że chciałeś dobrze - Kevin położył przyjacielowi dłoń na ramieniu - ale to będzie ostre starcie i musimy dać z siebie wszystko.
- Więc na co jeszcze czekamy? - humor bramkarza powrócił - zacznijmy ćwiczyć!
Nie szło im tak dobrze jak na początku. Nikt nie powiedział tego na głos, ale wszyscy myśleli o Rayu Darku i o tym jakie ewentualne pułapki na nich zastawił. Przez to nie wychodziły im najprostsze techniki. Doszło nawet do tego, że piłka, którą Kevin wycelował w bramkę swoim smoczym ciosem powędrowała prosto na maskę samochodu ich nauczyciela gdzie spowodowała niemałe straty.
- Jak ty celujesz?! - oskarżył Kevina Steve.
- To nie moja wina - warknął tamten choć dobrze wiedział, że to nieprawda.
- Koniec na dziś - oświadczył Mark - wracajcie do domu nazbierać sił.
Sylvia, Celia, Nelly i Katie siedziały na ławce i obserwowały wszystko w milczeniu.Żadna nie miała ochoty nic mówić.
- Nic na dzisiaj nie zdziałamy - po dłuższej przerwie oświadczyła Nelly - widzimy się pojutrze. Na ostatecznym meczu z Małym Gigantem.
- Na razie - pożegnały się dziewczyny i rozeszły każda w swoją stronę.
- Nie idziesz? - spytała Nelly milczącą cały czas Katie.
- Idź. Ja tu jeszcze trochę posiedzę.
Nelly miała przygotowany cały potok słów by coś na to odpowiedzieć. Ale w końcu zrezygnowała i odeszła. Ona także była zdenerwowana nadchodzącym meczem. Jednak wierzyła w Marka i była pewna, że da on sobie radę.
Katie patrzyła jak wszyscy się rozchodzą. Kevin i Shawn przepychali się na żarty głośno się śmiejąc. Ostatnio Nelly opowiadała jej jak to ci dwaj kiedyś się nie lubili. Kevin był zazdrosny o Shawna i jego umiejętności. Ale po jakimś czasie to uległo zmianie i teraz byli najlepszymi przyjaciółmi. Mark stał w otoczeniu Axela i jego młodszej siostry, która nieoczekiwanie się pojawiła. Reszta zawodników już się ulotniła i było teraz niesamowicie pusto.
- Pusto tu bez nich - szepnęła do siebie Katie.
- Nie idziesz do domu? - zapytał Xavier, który nagle się pojawił.
- Idę - Katie ujrzała obok niego chłopaka, którego nigdy wcześniej nie widziała.
- To mój najlepszy przyjaciel, Jordan - wyjaśnił Xavier - kiedyś razem graliśmy.
- Tak, to było za tych dobrych czasów gdy nie przeniosłeś się do Raimona - zakpił Jordan. Nie wzbudził u Katie zbytniej sympatii. Nie rozumiała jak ktoś tak miły jak Xavier może się zadawać z kimś takim. Ukłoniła się im i poszła.
- Hej Axel - Julia pociągnęła brata za bluzę - tam jest Katie! Mogę iść się przywitać?
Axel skinął głową i dalej rozmawiał z Markiem.
- Katie!
- Julia! - Katie szczerze ucieszyła się na widok małej - co u ciebie?
- W porządku - odparła - wczoraj widziałam się z Ellen i razem się bawiłyśmy do późna, ale potem ona musiała już wracać i...
- Julia - to Axel do nich podszedł - Katie to nie interesuje.
- Nie... - speszyła się Katie - chętnie słucham.
Axel uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Moja siostra potrafi być nie raz męcząca.
Chcąc nie chcąc dziewczyna uśmiechnęła się do niego, jak jej się potem zdawało może aż zbyt odważnie.
- Odprowadzimy Katie do domu? - spytał Axel swoją siostrę, która poparła ten pomysł krzykami radości.
Po drodze niewiele rozmawiali. Julia szła przed nimi i podskakiwała wesoło. To nie było tak, że Katie nie miała tematów do rozmów. Miała wiele. Nie chciała tylko ośmieszyć się przed Axelem, który wydawał jej się coraz bardziej fascynujący a przy tym tajemniczy.
- Nie wyglądałeś dziś na zdenerwowanego - zagadnęła w końcu - wszyscy byli zestresowani i popełniali wiele błędów a ty...
- Nie widzę powodów by się denerwować - odrzekł spokojnie Axel - poza tym wierzę w determinacje Marka. Wszystko się uda i wygramy ten mecz.
Katie już otworzyła usta, by coś powiedzieć gdy nagle zobaczyła coś co całkowicie zwaliło ją z nog.
- Czy to nie jest Jude? - wskazała dłonią na chłopaka stojącego w jakimś ciemnym zaułku.
- Tak - odpowiedział Axel i nawet lekko się zaśmiał - Jude.
- A z nim... Sienna?!
Teraz Axel się roześmiał.
- Jude myśli, że nikt nie wie o nim i o Siennie.
- O nim i o Siennie? - powtórzyła tępo Katie.
- Nie zauważyłaś?
Owszem. Widziała, że nie są sobie obojętni, ale była pewna, że Jude jest zbyt poważny aby zrobić pierwszy krok. Nie inaczej było z nią. Mieli bardzo podobne charaktery jeśli nie takie same. Ciekawiło ją więc kto pierwszy ustąpił.
- To nie stało się od razu - wyjaśnił Axel jakby czytał jej w myślach - Jude w końcu schował swoją dumę do kieszeni i dlatego mu się udało.
 Katie stała z szeroko otwartymi oczami, ale po chwili i ona się złamała. Zaczęła się śmiać. Cieszyło ją, że Jude kogoś ma. Zasługiwał na to. Był wspaniały, inteligentny a przy tym tak rozważny. Uwielbiała go jak przyjaciela i życzyła mu jak najlepiej.
- Pasują do siebie.
- Tak.


piątek, 20 października 2017

rozdział 10

rozdział 10


- CO?! - wrzasnął Kevin tak głośno, że aż tabliczka z napisem 'Klub Raimona' zsunęła się ze ściany i upadła z głośnym hukiem.
- Spokojnie Kevin - rzekł Mark choć on sam był równie mocno poddenerwowany - Jude Ty chyba nie wiesz co mówisz. 
- Wiem, że to dla was zaskoczenie, ale myślę, że to dobry pomysł - powiedział Jude - zyskamy wspaniałego gracza.
- Widziałeś ją w akcji może dwa razy - ciągnął swoją przemowę Kevin - po czym uznałeś, że jest wspaniałym graczem? Powiedz od razu, że się zakochałeś!
Wszyscy członkowie spojrzeli wyczekująco na Jude'a, lecz on nie dał nic po sobie poznać.
- Sytuacja jest bardzo napięta - kontynuował Jude - Królewscy wyrzucili Siennę z drużyny nie dając jej konkretnego powodu dlaczego to robią. Należy jej pomóc i jednocześnie pokazać im co stracili.
- W sumie to rozwiązanie nie jest takie beznadziejne - Mark potarł w zamyśle brodę - ale wciąż jeszcze pozostaje niewyjaśniona sprawa Davida Samforda. 
- O to się nie martw. Porozmawiam z nim dzisiaj. 
- Zrób to. Zbliża się mecz z Małym Gigantem, musimy mieć pewną drużynę. David nam pomaga, wygraliśmy dzięki niemu wiele meczów, ale musi zdecydować w której drużynie ostatecznie się znajduje.
- Wiem - Jude skinął głową.
- Sienno - Mark zwrócił się do dziewczyny stojącej pod ścianą - damy ci szansę. Zobaczymy jak zachowujesz się na boisku i czy się dogadamy a potem zapadnie ostateczny werdykt. Co wy na to?
- Całe szczęście - żachnął się Kevin - bo już myślałem, że jako kapitan decydujesz za nas wszystkich.
- On w sumie ma prawo decydować za nas wszystkich - zauważył słusznie Steve. 
- Ale byłoby miło gdyby brał też pod uwagę nasze zdanie - mruknął Timmy. Od czasu gdy skład ich drużyny znacząco się zmienił a do drużyny dołączyli między innymi Shawn, Xavier, Harley czy Caleb całkowicie stracił ochotę na granie. Jednak zawsze towarzyszył Markowi i wiernie obserwował każdy mecz.
- Ja zgadzam się z kapitanem - oświadczył Shawn - od kiedy stałem się częścią zespołu ufałem mu i tak zostanie aż do końca. Nigdy jeszcze się na nim nie zawiodłem.
- Dzięki Shawn - uśmiechnął się Mark.
- Ja myślę podobnie jak Shawn - dodał Harley, który specjalnie ze swojej szkoły przyjechał by uczestniczyć w spotkaniu - na falach mówi się, że dziewczyna surfer przynosi pecha, oby nie było tak w piłce. 
- Spokojnie - powiedział szybko Mark widząc jak  Jude się najeża - mieliśmy kiedyś w zespole Sue i Tori a mimo to wygraliśmy wiele meczów.
Po sali przemknęły pomruki aprobaty.
- Axel, dlaczego nic nie mówisz? - Mark spojrzał w stronę przyjaciela, który stał pod oknem z założonymi rękami.
- Hm? - Axel spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Nie słuchałeś! - odparł z wyrzutami Mark - co się dzieje?
- Nic takiego.
- Dobra - Mark ponownie wpadł w swój żywioł - dziś po szkole zagramy mecz razem z Sienną Ryder. Będzie to jednocześnie dobra rozgrzewka przed meczem finałowym z Małym Gigantem!
Na tym spotkanie się zakończyło.

Nelly i Katie wracały właśnie z zakupów gdy nagle zauważyły małą dziewczynkę z nosem przyklejonym do szyby. Obydwie podeszły z zainteresowaniem, ponieważ sklep przed którym stała dziewczynka był z męskimi akcesoriami.
- Hej - zawołała Katie - może ci pomóc?
Dziewczynka odwróciła się do nich i uśmiechnęła nieśmiało. Była bardzo ładna a przy tym urocza i niewinna.
- Dziękuje - odparła - tylko się zastanawiam.
- Choć Katie - powiedziała Nelly - szkoda czasu.
Katie zawahała się. Chciała dłużej pogadać z nowo spotkaną dziewczynką. Nie chciała jednak złościć Nelly więc posłusznie odeszła.
- Ona mi kogoś przypomina - odezwała się Nelly po chwili - tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd ją znam. 
Na tym poprzestały. Dalsza droga upłynęła im w milczeniu. Gdy dotarły do domu okazało się, że nie kupiły wszystkiego ze swojej listy zakupów.
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałyśmy - Nelly jeszcze raz przewertowała listę - musimy mieć wszystko, chłopcy na nas liczą. 
- A czego brakuje? - spytała Katie.
- Ręczników i plastikowych pojemników na wodę.
- Nie ma sprawy, zaraz po to pójdę.
- Ale po co ? Wyślę Edgara. 
- Nie ma potrzeby - powiedziała Katie - chętnie się przejdę - i już jej nie było.
Pobiegła z powrotem do tej samej witryny sklepowej i ucieszyła się. Dziewczynka nadal tam była.
- Hej! - zawołała znowu.
- To pani - dziewczynka obdarzyła ją nieśmiałym uśmiechem i lekko się zarumieniła.
- Czego szukasz? Może poszukamy razem?
- Chce kupić prezent dla brata - wyjaśniła - przed nim ważny mecz. 
- Och rozumiem - Katie pokiwała głową - wiesz ja też szukam artykułów na mecz. Jestem menadżerką drużyny piłkarskiej. Jeśli chcesz możemy poszukać razem.
Dziewczynka wahała się, ale już po krótkiej chwili zgodziła się z chęcią i ujęła Katie za dłoń.
- Jestem Katie. A ty jak masz na imię?
- Julia.
- W takim razie chodźmy - i pobiegły w stronę oświetlonych sklepów.
Wybór był tak wielki, że przez jakiś czas chodziły i oglądały półki, które zachęcały do wzięcia z nich czegoś. Katie szybko odnalazła jednolite białe ręczniki i wzięła duży zapas.
- Aż tyle? - zdumiała się Julia.
- O tak, dla każdego musi wystarczyć - odparła Katie - i lepiej mieć zapas niż żeby miało zabraknąć.
Julia zaśmiała się a Katie odwzajemniła uśmiech. Czuła, że coraz bardziej lubi tę dziewczynkę mimo, że jest dla niej zupełnie obca. Zawsze chciała mieć siostrę, którą mogłaby się opiekować. 
- A ty znalazłaś to czego szukałaś? - spytała Katie obserwując jak Julia niepewnie rozgląda się po sklepie.
- Nie mam pomysłu - rzekła zawstydzona - nie wiem co to mogłoby być.
- Twój brat lubi grać w piłkę? 
- Uwielbia ją!
- To może mogłabyś mu podarować coś co by mu o niej przypominało?
- Ale co to mogłoby być? - spytała Julia, lecz widać było, że pomysł jej się podobał.
Podeszły do miejsca gdzie leżała rozstawiona różnego rodzaju biżuteria. 
- Ten! - krzyknęła Julia aż kilku klientów się spojrzało - popatrz Katie jest piękny! I wcale niedrogi!
- Tak - przyznała Katie - jest piękny.
Pochodziły jeszcze trochę i porozglądały się. Po wszystkim Katie wzięła jeszcze brakujące butelki na wodę i zaproponowała Julii żeby poszły na lody.
- Chyba muszę już wracać - posmutniała dziewczynka - robi się późno a nikt nie wie gdzie jestem.
- Jak to? - zdumiała się Katie - nie mówiłaś nikomu dokąd idziesz?
- Chciałam zrobić bratu niespodziankę - w jej oczach stanęły łzy - nie wiedziałam, że tak długo będę wybierać... ale wiesz co? - poweselała nagle - dzięki tobie mam prezent tak piękny, że mój brat na pewno będzie zadowolony!
- Będzie na pewno.
- Do widzenia Katie! - pomachała jej Julia i pobiegła.
 Katie sama więc wzięła dla siebie lody i skierowała się w stronę domu. Szła i rozmyślała o swojej małej towarzyszce. Przyjemnie byłoby ją znów zobaczyć. Wiedziała jednak, że to mało prawdopodobne. 
- Wreszcie wróciłaś - przywitała ją zagniewana Nelly - ile można czekać? Wysłałam cię po zaledwie dwie rzeczy?
- Właściwie po 32 - poprawiła Katie - dwa produkty po 16 sztuk...
- Nie wymądrzaj się - odcięła się kuzynka - wiem, że poszłaś tam by spotkać tam tę dziewczynkę, mam racje?
- Tak - przyznała Katie - wzbudziła we mnie sympatię. Nie wiem dlaczego.
Nelly jęknęła.
- Mało mamy problemów? Nie odpowiadaj. Wchodź. Robi się późno.

Następnego dnia Nelly i Katie zastały drużynę Raimona w dziwnych nastrojach.
- A wam co się stało? - spytała Nelly.
- Są w konsternacji - wyjaśniła szeptem Celia.
- Są załamani - dodała Sylvia - to lepiej oddaje ich stan.
- Załamani? - powtórzyła Katie zmartwiona - ale dlaczego?
- Wszystko zaczęło się od wczorajszego meczu. Mark podzielił zespół na dwie mniejsze drużyny, które miały grać przeciwko sobie. W jednej z nich była Sienna, były kapitan Akademii Królewskiej. Podczas meczu ona i Jude świetnie się dogadywali, podawali sobie piłkę i obmyślali nowe taktyki. To nie podobało się Kevinowi, który nie krył się ze swoją nienawiścią do Sienny. W dodatku udało mu się przekonać do niej także Caleba i Harleya, który nie tylko co nie ma zaufania do dziewczyn, ale twierdzi, że nie powinny one znajdować się na boisku. Sienna chciała im udowodnić, że mylą się co do niej i grała najlepiej jak potrafi. Jednak mimo wszystko mecz zakończył się remisem.
- I to jest takie straszne? - upewniła się Katie.
- Tak, bo teraz nie wiadomo czy przyjąć Siennę do drużyny czy też nie.
- To proste - powiedziała Nelly - zagłosujmy. 
- To bez sensu - odparł Mark - mamy parzystą liczbę graczy. 
Teraz nikt już nie miał pomysłu.
- A co z Davidem?
- David definitywnie zostaje  w Akademii Królewskiej - westchnął Jude - tam czuje się najlepiej.
- Wobec tego i tak brakuje nam graczy - podsumowała Nelly - choćby rezerwowych. 
- Gracza - sprostował Mark - faktycznie. Bez Davida mamy jedno miejsce wolne. Wobec tego postanowione. Witamy Sienno!
- Dzięki - odparła. - i ci dziękuje Nelly Raimon.
-David grał z numerem 16, ale tobie damy 5 - oznajmił Mark - kto wie może David zmieni kiedyś zdanie.
- Oby - warknął Kevin - bo nie wiem jak z nią wytrzymam.
- Skończ już - odezwał się Xavier - powtarzasz się.
- Bo co mi zrobisz jak nie skończę? - najeżył się Kevin i przybrał postawę gotową do walki.
- Bo cię skreślę  z drużyny - odpowiedział za Xaviera Mark - dosyć mam agresywnego zachowania. Decyzja zapadła więc postaraj się ją uszanować. 
 Kevin wymruczał w odpowiedzi coś niezrozumiałego, ale do końca już siedział cicho.
- Cieszę się - rzekł Jude do Sienny.
- Ja też.

Nastroje w drużynie Raimona wyraźnie się poprawiły. Katie nie zapominała, że teoretycznie ciągle jest menadżerem Małego Giganta, ale coraz mniej się udzielała. Nie przychodziła też na wiele spotkań. To czego potrzebowała już się dowiedziała. Nie miała jednak pomysłu jak powiedzieć im o tym, że rezygnuje. Albo jak powiedzieć im prawdę, kim naprawdę jest.  W końcu i tak się dowiedzą. W meczu z Raimonem zobaczą ją z nimi. Nie chciała się nikogo radzić co powinna zrobić. Zwłaszcza Nelly. Wiedziała, że sama musi podjąć decyzje. Okazja nadarzyła się szybciej niż się spodziewała. Hector Helio, kapitan Małego Giganta stał w cieniu drzew i bacznie obserwował Katie.
- Cześć.
- Cześć.
- Kiedy zamierzałaś powiedzieć prawdę Anne? A może powinienem powiedzieć: Katie Raimon.
Katie odruchowo zrobiła dwa kroki w tył.
- Jak się dowiedziałeś?
- Śledziłem cię. I to niejednokrotnie - wyjaśnił Hector - wiedziałem, że chodzisz do gimnazjum Raimona, ale że nosisz jego nazwisko to było dla mnie spore zaskoczenie.
- Po co za mną chodziłeś? - teraz w Katie wstąpiła złość.
Hector jakby się zmieszał i zarumienił.
- Nieważne - powiedział - okłamałaś nas. Nie jesteś już naszym menadżerem.
- Bardzo dobrze - Katie udawała zagniewaną, lecz w rzeczywistości było jej bardzo wstyd. Nim odzyskała rozsądek było już za późno - zaczekaj! - Hector coraz bardziej się oddalał - przepraszam!
 Nie wiedziała czy słyszał. Wiedziała jednak, że ta sprawa nie jest zakończona. Miała dość. Była umówiona z przyjaciółmi, lecz w tej chwili było jej to zupełnie obojętne. Skierowała się w stronę parku i ukryła twarz w dłoniach. Okłamała drużynę Małego Giganta - zdobyła informacje na ich temat i bacznie obserwowała ich styl gry. Osiągnęła swój cel, lecz za jaką cenę? Naprawdę lubiła Hectora i nie chciała by był on na nią zły. Łzy napłynęły jej do oczu. 
- Dlaczego płaczesz? 
Pociągnęła nosem i otarła twarz wierzchem dłoni.
- J-Julia? - upewniła się - ale co ty tu robisz?
- Umówiłam się z bratem - wyjaśniła - mieliśmy iść na plac zabaw. Ale ciągle go nie ma. 
- Na pewno zaraz przyjdzie. 
- Wiem - odrzekła dziewczynka - on zawsze się spóźnia. Dlaczego płakałaś?
- Mam problem i nie wiem jak go rozwiązać. - powiedziała Katie, ale przypomniała sobie, że dziewczynka jest przecież mała i nie będzie w stanie jej pomóc. Miała ochotę się wygadać, ale Julia nie była do tego odpowiednia toteż Katie postanowiła zmienić temat.
- Jak się podobał prezent bratu? 
- Och fantastycznie - odparła podekscytowana Julia - od razu założył. Obiecał, że zawsze będzie go mieć przy sobie.
Katie uśmiechnęła się. Powoli zapominała o swoim problemie. 
- To on! - wykrzyknęła Julia - Axel!
Katie zamarła w bezruchu. Istotnie. Wśród drzew, przez które przebijało się słońce szedł spokojnym krokiem Axel ubrany w dres Raimona, z torbą przewieszoną przez ramię.
- Jesteś spóźniony - oznajmiła Julia z wyrzutami - to jest ta dziewczyna, która pomogła mi wybrać wisiorek dla ciebie. Ma na imię Katie. Katie poznaj mojego kochanego brata Axela.
- My się znamy - wyjąkała Katie.
- Tak - potwierdził Axel - znamy się.
- Ooo - Julia była coraz bardziej zainteresowana - jesteście z jednej szkoły?
Axel skinął głową.
-Ale się złożyło!
Cisza.
- To ja już pójdę - powiedziała Katie czując, że nie powinna im przeszkadzać.
- Zostań - poprosiła Julia i złapała ją za rękę - pójdź z nami na placyk!
Katie spojrzała na Axela jakby szukając u niego zgody.
- Tak - potwierdził - chodź z nami,
Przez moment Katie była gotowa odmówić, spojrzenie Julii jej na to jednak nie pozwoliło.
- Zgoda.
- Hurra! - ucieszyła się Julia - a wiesz, że dziś w szkole dostałam najlepszą ocenę z matematyki?
Szli razem. Axel, Katie i Julia, która przez cały czas coś mówiła. Katie próbowała się skupić i odpowiadać, lecz nie szło jej dobrze. Axel był milczący, patrzył przed siebie i wyglądał na zamyślonego. W końcu doszli na upragniony plac zabaw. Axel zajął miejsce na najbliższej wolnej ławce, Julia udała się na zjeżdżalnię  a Katie stała niepewna co powinna zrobić.
- Może usiądziesz?
Głos Axela wywierał na niej wiele emocji. Nie wiedziała co to za uczucie. 
Zajęła miejsce obok niego i skoncentrowała wzrok na Julii.
- Masz cudowną siostrę - powiedziała cicho.
- Tak - przyznał Axel - bardzo ją kocham.
Katie posmutniała na twarzy.
- A ty masz rodzeństwo?
- Nie. Moją jedyną rodziną są ojciec oraz wuj i Nelly. Przedtem nie miałyśmy dobrego kontaktu. Nelly nie szczególnie za mną przepadała. Ja miałam indywidualne nauczanie przez co nie miałam kontaktu z nikim w moim wieku. Nelly była dla mnie jedyna. Fakt, że mnie nie lubiła bardzo mnie ranił - głos Katie się załamał - ale teraz się zmieniło. Pomogła mi. Jestem z nią  w jednej szkole do końca roku. Czuje, że teraz będzie tylko lepiej.
 Na twarzy Axela pojawiło się coś w rodzaju lekkiego uśmiechu.
- Ty byłaś skazana na samotność - powiedział - ja zaś sam separowałem się od ludzi. Był taki okres w moim życiu kiedy nie chciałem nikogo znać.
 Katie spojrzała na niego pytająco.
- Pewien czas temu Julia miała wypadek, po którym zapadła w śpiączkę. Szła wtedy na mecz, w którym grałem. Uznałem, że to moja wina i że gdybym nie brał udziału w tym meczu ani w żadnym innym nigdy by do tego nie doszło. Zmieniłem szkołę i chciałem zacząć od początku. Ale trafiłem na Marka, który swoim entuzjazmem i zapałem przekonał mnie bym grał dalej.
- Dobrze się stało - uznała Katie - jesteś świetny w tym co robisz.
Axel po raz pierwszy odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
- Dziękuje.
Julia wdrapała się właśnie na najwyższą drabinkę i już chciała zawołać Axela gdy ujrzała jak on i Katie się do siebie uśmiechają. Stwierdziła więc, że nie będzie zawracać im głowy i tylko patrzyła na nich z daleka rozmarzona. 



Inazuma w TV

Inazuma z polskim dubbingiem była przetłumaczona tylko do 26 odcinka tj pierwszy sezon. Po 6 latach stacja zdecydowała się ponownie przetłum...