rozdział 2
Wszyscy stali osłupieni. Nawet Katie, która nie była w nic wtajemniczona wyczuła, że dzieje się coś niedobrego. Osobą, na której ta wiadomość wywarła największe wrażenie był Jude Sharp. Pomimo, że zawsze był spokojny i opanowany teraz stał z zaciśniętymi pięściami.
- Królewscy mają nowego kapitana? - powtórzył Steve.
- To niemożliwe. Kto jest na tyle dobry żeby dołączyć do Królewskich a na dodatek zostać ich kapitanem? - teraz odezwał się Kevin. On również był zdenerwowany.
Celia pokiwała smutno głową.
- Podobno to ktoś naprawdę dobry. Ale nie udało mi się uzyskać o nim zbyt wiele informacji. Wiem tylko, że w poprzedniej drużynie którą dowodził nie przegrał ani jednego meczu. Ma perfekcyjne techniki i zrobi wszystko by wygrać.
- To niech zmierzy się z nami! - warknął Kevin.
- Spokojnie Kevin - powiedział Mark. On jedyny starał się podtrzymać drużynę na duchu.
- Przecież się zmierzą - zauważył Steve - i to już niedługo.
- Wiesz o co mi chodzi!
- Chłopaki, spokojnie! - Mark wszedł pomiędzy Steve'a a Kevina - zastanówmy się.
- Mark ma racje - odezwał się jak dotąd milczący Jude - trzeba się zastanowić i rozważyć co możemy zrobić. Najlepiej byłoby opracować nową technikę.
- W tak krótkim czasie? Oszalałeś? - to znów Steve - nie ma szans.
- A ja myślę, że może nam się udać - uśmiechnął się Mark - zaczniemy jutro z samego rana. Na dziś dość wrażeń.
Nelly zazgrzytała zębami. Przez tę informacje zupełnie o niej zapomnieli. O niej i jej zakazie. Katie zauważyła jak kuzynka spochmurniała, ale bała się odezwać.
- A tak, Nelly - przypomniał sobie Mark - zważywszy na okoliczności... pozwól nam ćwiczyć.
- Jasne - mruknęła i odwróciła się na pięcie. Katie podążyła za nią, lecz przedtem zdążyła jeszcze rzucić okiem na chłopaka o jasnoblond włosach i zygzakowatych brwiach. Stał z założonymi rękoma i zamkniętymi oczami. Wyglądał na skoncentrowanego i skupionego. Pewnie uwzględniał nową technikę. 'Ale wygląda też na trochę smutnego' - pomyślała Katie i odeszła.
- Nelly -zawołała Katie parę minut później. Miała dość tego, że ciągle idzie za nią a nie z nią. - o co chodzi?
- Nie rozumiem.
- Dlaczego tak mnie nie lubisz?
Nelly zatrzymała się i westchnęła.
- To nie jest tak, że cię nie lubię. Po prostu - kolejne westchnięcie - za bardzo dajesz sobie wejść na głowę. Pamiętasz gdy bawiłyśmy się razem w dzieciństwie? Wszyscy cię wykorzystywali. Próbowałam ci to uświadomić, ale ty nie chciałaś słuchać. A ja nie mogłam na to patrzeć. Nie mogę patrzeć jak ktoś kogo kocham jest krzywdzony...
Katie stała oniemiała.
- Czy ty... Martwiłaś się o mnie?
Głos Nelly załamał się.
- Ale to było tak dawno - Katie podeszła bliżej i złapała kuzynkę za rękę - pozwól mi się zmienić.
- Co?
- Wiesz ja... mam indywidualne nauczanie. Cały czas przebywam w domu. Nie mam okazji poznać nikogo nowego. Porozmawiać z kimś w moim wieku. Ciągle towarzyszą mi lokaje. To bardzo męczące. Przez to stałam się taka cicha i małomówna. Ale dzis... poznałam twoich przyjaciół. Wydają się naprawdę w porządku i ja...
Nelly szerzej otwarła oczy.
- Zazdroszczę ci Nelly
- Co? - powtórzyła znowu
- Zazdroszczę ci twojego życia. Moje stoi w miejscu już od wielu lat.
Serce Nelly zabiło mocniej.
- Katie - pierwszy raz wymówiła jej imię z dobrocią - pomogę ci.
Katie zamarła.
- Pomogę ci i zobaczysz jak świat potrafi być piękny a jednocześnie okrutny. Ale musisz zdać się na mnie.
- Tak, ale ja wyjeżdżam za dwa tygodnie...
- To nic. Coś wymyślimy. Zaufaj mi.
Obaj panowie Raimon długo przysłuchiwali się Nelly w milczeniu. Ta krok po kroku wyjaśniła im swój plan.
- Katie będzie się uczyć w Raimonie do końca roku. Nie zginie, bo ja jej we wszystkim pomogę.
- Cóż...
- Przemyślimy to dziewczęta i przyznam, że ten pomysł wcale nie jest do niczego.
Nelly uśmiechnęła się. Wiedziała już, że osiągnęła swój cel.
Następnego dnia o świcie ktoś gwałtownie wszedł do pokoju Katie.
- Obudź się - nakazał jakiś stanowczy głos.
Katie przetarła oczy i odrzuciła kołdrę.
- Nelly?
- To dla ciebie. Przebierz się i zaraz wychodzimy.
Katie podniosła się i spojrzała przed siebie. Nelly stała na wprost niej a w wyciągniętych dłoniach trzymała strój składający się z białej bluzki z niebieską kokardką i spódnicy.
- To twój mundurek Raimona. Jest obowiązkowy.
- Mój mundurek? To znaczy, że?
Nelly się uśmiechnęła.
- Nie mogę uwierzyć! - Katie chciała się rzucić Nelly na szyje, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Dziękuje - zdołała tylko wydusić, ale Nelly już w swoim żywiole przybrała poważny wyraz twarzy i opuściła pokój.
Katie przebrała się w swój nowy strój i zaczesała włosy w warkocz. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. To będzie dobry dzień.
Gdy szły szkolnym korytarzem Nelly po kolei omawiała kolejne sale.
- Jesteś ze mną powiązana. Musisz znać każde miejsce. I dbać o porządek.
Katie uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobrze, to by było na tyle - zakończyła Nelly. - zostawiam cię, mam kilka spraw do załatwienia. Znasz plan. Poradzisz sobie.
Katie pokiwała głową. Da sobie radę. Ale dla pewności jeszcze raz wyjęła kartkę z planem. Szła wolno analizując poszczególne sale gdy nagle się z kimś zderzyła.
- Ach! - książki wypadły jej z rąk i z głuchym łoskotem obiły się o podłogę.
- Ostrożnie - usłyszała czyjś głos - przepraszam, nie chciałem na ciebie wpaść, ale zmieniłaś kierunek tak nagle, że nie zdążyłem usunąć ci się z drogi.
Katie spojrzała przed siebie niewyraźnie.
- To ja przepraszam, powinnam patrzeć jak idę - uśmiechnęła się grzecznościowo.
- Ty jesteś Katie?
Katie zesztywniała. Skąd wie? Przyjrzała się bliżej osobie, z którą rozmawiała i po chwili rozpoznała go.
- A ty jesteś jednym z graczy drużyny Raimona? - nie chciała się przyznać, że nie pamięta jak chłopak ma na imię.
- Xavier Foster - wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Katie Raimon.
- Tak wiem - zaśmiał się on.
Katie poczerwieniała.
- Wybacz, nie jestem dziś sobą. Wczoraj tyle się wydarzyło.
Xavier uśmiechnął się sympatycznie.
- Chętnie ci pomogę - zaoferował się i podał jej książki.
Katie spojrzała na niego z wdzięcznością. 'Jest bardzo miły i w dodatku przystojny' - zaśmiała się do tych myśli - 'co ja wygaduje! Ale może to i lepiej. Może na tym miała polegać moja przemiana i coraz bardziej zaczynam się otwierać'. Przyjęła propozycje chłopaka i pozwoliła zaprowadzić się pod odpowiednie drzwi.
- Chłopaki! - Mark biegł korytarzem w kierunku swoich przyjaciół wymachując jakąś kartką - mam!
- Co tam masz? - zapytał Nathan.
- Oficjalną informacje. Nasz mecz z Królewskimi jest za dwa dni i odbędzie się na naszym boisku. Drużyna, która wygra przechodzi dalej a zwycięska drużyna dostanie się do reprezentacji kraju.
Teraz wszyscy podeszli bliżej.
- Słuchajcie - głos Marka zamienił się w szept - musimy to wygrać.
- I wygramy - odezwał się milczący jak dotąd Axel.
- Możesz być pewny - dodał Jude.
Mark uśmiechnął się z wdzięcznością. Wierzył w nich.